6 realistycznych postanowień noworocznych, na które warto się skusić

Od kilku lat, delikatnie mówiąc, nie radzę sobie z noworocznymi postanowieniami. Zazwyczaj koło 10-go stycznia, zarówno nagle jak i znowu, okazuje się, że nic z tego nie będzie. Niby jestem dorosłym, logicznie myślącym człowiekiem, ale zawsze mnie to zasmuca. W 2020 wszystko się jednak zmieni. Albowiem przyszły rok będzie przełomowy. I nie dlatego, że mieszkam w Japonii i nagle, za dotknięciem czarodziejskiej, japońskiej różdżki stałam się zorganizowana i konsekwentna. Powód jest o wiele bardziej banalny, a co najważniejsze, wyjaśnia fiasko dotrzymywania postanowień noworocznych bez względu na adres zamieszkania (oprócz jednego, bardzo osobistego). Okazało się bowiem, że przez ostatnich kilkanaście lat wyznaczałam sobie złe noworoczne postanowienia. Nieprawdopodobne. Aż ciężko uwierzyć, że to nie ja byłam safandułą, która jeszcze przed połową stycznia zamiast porannego wybiegania zżerała tabliczkę czekolady, tylko postanowienia były źle dobrane! Tak po prostu. Tyle lat smutnej egzystencji w błędzie i poczuciu winy niemalże na darmo. Życie jest proste i nie ma co go sobie komplikować. Wystarczy dobre podejście, zmiana perspektywy i nagle, trzask-prask, wszystko staje się piękne. Dlatego w tym roku podejdę do sprawy należycie i z powagą. A przede wszystkim, będę mierzyć siły na zamiary. Moje postanowienia będą więc rozsądne, a przede wszystkim wykonalne.

Postanowienie 1: przytyję

Już na samą myśl o tym postanowieniu jestem rozemocjonowana jak Japończyk jedzący na ulicy. Z prostej przyczyny: wiem, że go dotrzymam. Pierwszy raz w życiu. Nikt ani nic mi w tym nie przeszkodzi. Zwłaszcza ja sama, co do tej pory było największą przeszkodą. Udawało mi się przytyć każdego roku przez ostatnie kilka lat. Dlaczego miałoby mi się to nie udać w tym roku? Cuda się nie zdarzają, a ja mogę się wyluzować.

Warto pamiętać, że jeśli dziwnym trafem, w listopadzie okaże się, że waga wskazuje tyle samo albo mniej niż w styczniu, nie ma co panikować. W końcu święta za pasem, a kilogram bigosu, trzydzieści pierogów, cztery karpie i pół serniczka same się nie zjedzą. Aż człowiek może poczuć, że wszechświat jest po jego stronie. Wreszcie.

Postanowienie 2: nie będę uprawiać sportu

Jeszcze parę lat temu, kiedy to pretendowałam do bycia triatlonistką, takie postanowienie byłoby lekko ryzykowne i ukazałoby moją duszę hazardzisty. Teraz jednak jestem spokojna i co najważniejsze, przekonana o własnym sukcesie. Wprawdzie zdarzyć się może, że koło marca, niesiona ekscytacją z powodu właśnie co zakończonej zimy, pójdę pobiegać. Niby niewinny grzeszek, który jednak może zapewnić mi miejsce w szeregu razem z niezgułami, które nie dotrzymały swoich noworocznych postanowień. Ale to dopiero w marcu. Mam jeszcze chwilę na stworzenie zmyślnego planu, który pomoże mi nie ulec chwilowej modzie i zachować godność.

W celu uniknięcia niepotrzebnego stresu i zbędnej pokusy, warto przestać obserwować we wszystkich mediach społecznościowych trenerów fitness. Ryzyko w takiej sytuacji jest niewskazane. Zwłaszcza, że oni potrafią wejść człowiekowi do mózgu jak pleśń w fugi. Nijak tego potem nie można wyplenić.

Postanowienie 3: będę mniej ogarnięta i bardziej przypałowa

Przyznaję, że trochę mnie kusiło, żeby w przyszłym roku wprowadzić w moim życiu ład i porządek, a do tego pożegnać spektakularne zaliczanie przypałów. Czego jednak nie robi się dla mrożącego krew w żyłach poczucia satysfakcji. Zresztą przypomniałam sobie, że mierzę siły na zamiary. I tego się trzymam. Wydaje mi się i chyba nawet słusznie, że sprawę mam nieco ułatwioną w obecnej sytuacji życiowej, kiedy to, zarówno o nieogarnięcie, jak i faux pax niebywale łatwo. I to w każdej dziedzinie życia. Ale liczy się efekt. A zwycięzców nikt nie ocenia.

Postanowienie 4: nie nauczę się nowego języka

Tym postanowieniem stawiam na szali realizację mojego planu dotrzymania wszystkich przyszłorocznych planów. Musicie bowiem wiedzieć, że ja nowe języki chwytam w lot. Wystarczy, że pojadę do jakiegoś kraju, a po kilku dniach, jestem w stanie przeprowadzić rozmowę na temat mechaniki molekularnej ot tak. Niebywała sprawa. Pamiętam, jak byliśmy kilka lat temu w Maroko. Poza tym, że kraj nas zauroczył, mimo że raz zgubiliśmy się w szemranej okolicy w Marrakeszu i nie były to przyjemne chwile, nagle okazało się, że świetnie władam arabskim. Dlatego też obawiam się o japoński. Do tej pory, ledwo co, ale jakoś dawałam radę. Ale każdy dzień to próba samozaparcia i żelaznej konsekwencji. Wierzę, że uda mi się kontynuować ten sukces i w przyszłym roku. Wiem jednak, że będzie to nadal ode mnie wymagało nadludzkiego wysiłku.

Postanowienie 5: nie rzucę palenia

Aż żałuję, że nie palę, bo to postanowienie jest niesamowicie ekscytujące. Ma w sobie wszystko: niezdrową odwagę, obłąkańczy bunt i nutkę dekadencji. A przede wszystkim jest dla prawdziwych śmiałków. Dlatego właśnie, takie postanowienie ma na przyszły rok Maciek. Jemu żadne wyzwanie nie jest straszne. W dobie tak wszędobylskiej nagonki na palenie, trzeba wykazać się niemałym kurażem, a nawet heroizmem, żeby dotrzymać tego niemalże nadludzkiego postanowienia. Łatwo nie będzie, ale Maciek to człowiek czynu. I zazwyczaj, jak mówi, tak robi.

Do wszystkich amatorów mocnych wrażeń, pamiętajcie: istotnym jest, żeby zawsze mieć przy sobie co najmniej dwie paczki papierosów. Przede wszystkim jednak, nie należy wdawać się w dyskusję z przeciwnikami palenia. Te ich idiotyczne argumenty czasem wydają się mieć sens. Na szczęście, tylko czasem.

Postanowienie 6: nie zostanę gwiazdą japońskiej muzyki rozrywkowej

Dopóki nie mieszkałam w Japonii, ta kwestia w ogóle nie stanowiła dla mnie problemu. Ja nawet nie miałam pojęcia, że ona w ogóle kiedykolwiek może być w kręgu moich noworocznych postanowień. Kiedy jednak pierwszy raz wzięłam do ręki mikrofon w dwuosobowej sali jednej z sieciowych przybytków oferujących tę trudną do określenia rozrywkę, wiedziałam, że grozi mi sukces. Ta dykcja, te ruchy, ten flow, który zaskoczył nawet mnie, nie jest niczym innym jak naturalnym talentem, który można przekuć w złoto. Postanowiłam jednak, że wolę zostać w cieniu. Dlatego też omijam budki, knajpy i sale karaoke szerokim łukiem. Wiem, że w każdej chwili może mnie odkryć łowca talentów. A to już krótka droga do sławy. W przyszłym roku ją odpuszczam. A potem, niech się dzieje co chce.

Naturalnie, nie mam nic przeciwko, żebyście przejęli część z nich. W końcu w kupie raźniej. No i zawsze będzie można się podtrzymać na duchu, powymieniać wrażeniami i pochwalić sukcesami. Chociaż, nie oszukujmy się, te ostatnie przypadną tylko garstce najwytrwalszych. Zupełnie rozumiem też, że ostatniego postanowienia nie mogą sobie zapożyczyć wszyscy. Choć wierzę, że każdy z nas ma talent, którego odkrycie odmieniłoby życie. Koniecznie zróbcie swoją listę postanowień. Jeszcze nie jest za późno. Wiadomym jest przecież, że noworoczne postanowienia realizuje się od pierwszego poniedziałku Nowego Roku. Za długo siedzę w tym temacie, żeby nie ogarniać takich oczywistych podstaw.

Dodaj komentarz