8 (nie)oczywistych rzeczy, które lubimy w Japonii

Z naszych opowieści może wynikać, że nienawidzimy Japonii, a mieszkanie tutaj to tortura i udręka. Owszem, czasem wkurza nas wiele rzeczy w Kraju Kwitnącej Wiśni, ale podobnie było w Polsce. Nie ma miejsc idealnych do życia. Pewnie nawet na rajskiej wyspie, po jakimś czasie, tak niedorzeczne narzekania jak za biały piasek i za ciepły ocean miałyby rację bytu. Takie jest życie, a trawa zawsze zieleńsza u sąsiada. My jednak masochistami nie jesteśmy i z wielu pozytywnych, mniej lub bardziej oczywistych powodów, jeszcze w tej Japonii jesteśmy. Pomijając te niekwestionowane jak jedzenie, bezpieczeństwo, spokój i uprzejmość, których można doświadczyć na każdym kroku, w sumie to lubimy tu nawet dużo rzeczy… Ok, nie zapędzajmy się. Lubimy tu kilka rzeczy.

Sklepy otwarte 24h na dobę

Świątek, piątek czy niedziela, w Japonii sklepy otwarte są non stop. Nie ma, że zabraknie mleka i trzeba przeczekać bez niego długi weekend. Mleka jak mleka. Weekend bez pieluch z małym dzieckiem to dopiero brzmi jak wyzwanie! W roku jest dosłownie kilka dni, w których to sklepy są zamknięte. Wiąże się to też z tym, że w każdej chwili, zawsze, o każdej porze dnia i nocy, można wyskoczyć po „coś słodkiego”. A to już ma swoje konsekwencje… Niestety, grube.

Oprócz wpędzających mnie w poczucie winy i większy rozmiar słodyczy, w konbini (z ang. convenience store) można kupić kawę, danie na wynos (które może nawet zostać podgrzane przez pracownika sklepu), jedzenie, alkohol, kosmetyki, środki czystości, prasę czy choćby bilety na koncert. Można również zapłacić rachunki, a nawet coś sobie skserować albo wydrukować. Po prostu, można tam spędzić cały dzień, bawiąc się przy tym wyśmienicie.

Small talk

Nikt nie zagaduje. Nieważne, czy dlatego, że jesteśmy atrakcją czy postrachem, ważne, że do nas nie mówią. I tak, nikt się nie spyta na ulicy czemu to dziecko nie ma czapeczki albo z jakiego powodu płacze. Nie trzeba zatem tłumaczyć, że akurat dokładnie w tej sekundzie to dlatego, iż jest niezadowolone, że mama idzie z jego prawej a tata lewej strony, nie odwrotnie. Za chwilę, natomiast, to może być coś zupełnie innego. Tak czy siak, rozwodzenie się nad tym nie jest konieczne. Nikt też nie zagada w kolejce w sklepie: a cóż to Pani będzie robiła z tych pięciu opakowań lodów? Może się Pani podzieli przepisem? Nie trzeba zatem wymyślać błyskotliwej odpowiedzi z przepisem w tle, żeby ukryć prawdę, która brzmi: zjem je wszystkie na raz jak dziecko pójdzie spać. Jednym słowem, jest spokój.

Dostępność wszystkiego

Czasem o tym zapominamy, ale mieszkamy w największej aglomeracji świata, w której jest wszystko. Każdy rodzaj rozrywki, knajpy z jedzeniem z całego świata. Koreatown? A proszę bardzo. Chinatown? Ależ oczywiście. Imitacja paryskiej wieży Eiffela? Nie ma sprawy. Statua Wolności? A czemuż by nie. Do tego dochodzą wszystkie pokręcone japońskie atrakcje, których nie ma nigdzie indziej. A wisienką na torcie są ocean i góry, zarówno jedno i drugie jakieś półtorej godziny drogi samochodem od domu (chyba, że się utknie w korkach na trzy). Owszem, nie korzystamy z tego codziennie. Ale to trochę jak z posiadaniem karnetu open na siłkę za 200 PLN na miesiąc: jak będę miała ochotę, to użyję. Nic to, że nie pójdę na nią nigdy. Albo raz, w ramach postanowień noworocznych. Ale fakt, że mogę jej pewnego dnia użyć, powoduje, że czuję się spokojniejsza.

Zajęcia dla dzieci

W Japonii o przyszłość dzieci dba się od pierwszych chwil życia. I nie mówimy tu o zdrowiu, a karierze szkolnej i zawodowej. I z jednej strony jest to trochę przerażające, ale z drugiej, zwłaszcza a naszej sytuacji, kiedy syn nie chodzi do przedszkola i w jakiś sposób chcemy mu zapewnić kontakt z dziećmi, pasuje idealnie. Zwłaszcza, że oferta jest bogata i już dwuletnie dziecko, można posłać na zajęcia z piłki nożnej czy akrobatyki. Tak, liczymy na złoty medal na Olimpiadzie w 2032 r. I wcale się tego nie wstydzimy.

Brak napiwków

Mimo kariery w gastronomii, nie jestem zwolenniczką napiwków. Tzn. jestem, w momencie bycia zadowolonym z obsługi. Nie znoszę dawać napiwków wtedy, kiedy nie dość, że jedzenie było takie sobie, to jeszcze obsługa bez szału. A to, niestety, np. w Polsce, zdarza się często. Przemilczę już kwestię obowiązkowych, ogromnych napiwków w Stanach. Dlatego cieszy mnie bardzo fakt, że w Japonii napiwków nie daje się w ogóle, bo kelner może to odebrać jako ujmę. Jest to mocno pokręcone podejście i trochę zbyt radykalne, bo jednak czasem chciałoby się w ten sposób podziękować i za obsługę i za jedzenie. Zwłaszcza, że zazwyczaj w Japonii, i jedno i drugie, jest na najwyższym poziomie. Niemniej jednak wolę to ekstremum od tego z USA. Tak, chytra baba z Radomia to ja. Chylę czoła!

Stacje benzynowe

Ileż to razy przeprowadzaliśmy tę dyskusję kto wysiada, żeby zatankować. Zwłaszcza w zimie. Do pewnego momentu działało, że ja nie wiem jak tankować (co nawet dowiodłam mając sprawę w sądzie w Polsce, niestety przegraną), ale potem i ten trik nie działał. W Japonii tego problemu nie mamy, tutaj na wszystkich stacjach tankuje się paliwo bez wysiadania z samochodu. Podobnie jest z płaceniem. Oczywiście, nie tyczy się to stacji samoobsługowych, na których jednak trzeba zatankować samemu. Chociaż Maciek przyznał, że raz miał przyjemność tankować paliwo na samoobsługowej stacji z obsługą. Dziwne? Nieee, w końcu jesteśmy w Japonii.

Pogoda

Wprawdzie nie jest to jeszcze ideał, o jaki walczymy, czyli jakieś 25 stopni przez cały rok w połączeniu z niską wilgotnością i lekkim, ciepłym wiatrem. Ale sam fakt, że przez pół roku nie jest szaro, w zimie świeci słońce (niebywałe!), temperatury minusowe nie mają racji bytu, a dziecka nie trzeba upychać w ciasny kombinezon, swędzącą w głowę czapkę, opięte rajstopy nierówno układające się na stopach pod skarpetkami (bo mimo rajstop, bez nich ani rusz) i niewygodne rękawiczki jest akceptowalnym kompromisem. Ok, może niekoniecznie miałam na myśli dziecko…

0/1

W Japonii nie ma koloru szarego. Tu wszystko jest albo białe albo czarne. Albo 1 albo 0. Nie ma nic pomiędzy. I tak, jeśli w knajpie chcesz zamówić akurat ten konkretny ramen, ale bez nori, to nie zjesz wcale. Albo z glonem albo spadaj. Chcesz dodatkowy miód do omleta, którego zamówiłeś? Nie dostaniesz. Nie ma takiej osobnej pozycji w karcie. Musi Ci starczyć porcja, która była w cenie. Chcesz dodatkowy wafelek do loda? Takiego wała. Nic się nie da boczkiem, boczkiem. I to wkurza. Toż to na boczkiem, boczkiem nie jeden dom w Polsce wybudowano i nie jedną karierę zrobiono! Z czasem jednak widzi się, że opcja po cichaczu nie zawsze jest spoko i jednak jak coś jest wypisane konkretnie, czarno na białym i wszyscy, ale to wszyscy, bez wyjątku się do tego stosują, to zaczynasz się zastanawiać czy aby czasem taki sposób nie jest lepszy. Trochę to przerażające… Czy to oznacza, że już czas wracać do Polski…?

Uspokajamy, nie staniemy się bardziej japońscy niż Japończycy. To nam nie grozi. Jednak człowiek może wyjechać z Polski, ale Polska z niego nie wyjedzie nigdy. Ale jeśli kiedyś natkniecie się w naszej pięknej ojczyźnie na niusa o samochodzie z rodziną w środku, która od kilku dni czeka na zatankowanie benzyny i zapłacenie za nią bez wysiadania z auta, to będziemy my. Pomyślcie o nas wtedy ciepło. Z czystej, ludzkiej empatii.

2 Replies to “8 (nie)oczywistych rzeczy, które lubimy w Japonii”

  1. Ok Twój blog utrzymuje mnie w dobrym nastroju w tym trudnym i dziwnym czasie. (oprócz wiadomego wirusa mam w domu dwóch chorych i jedną ósmoklasistkę)!. Jestem zachwycona treścią ilością info, stylem i poczuciem humoru. A bardzo niechętnie sięgam po blogi, zawsze jakieś takie ułożone akuratne te ludziska. Czytając je czuje się jakbym weszła do bardzo drogiego butiku w moich gumiakach z ogrodu z obornikiem bydlęcym na podeszwie. U ciebie jest inaczej. Zasłaniam buzię ręką jak rechoczę podczas nocnej lektury coby nie pobudzić reszty rodziny. Koleżanki też już czytają. Podsyłam co śmieszniejsze kąski. Mój ulubiony to maszynie do gotowania ryżu. Ok się rozpisałam. Pisz proszę, przeczytam wszystko.

    1. Moniko, dziękuję bardzo za miłe słowa. Cieszę się, że blog pomaga Ci przetrwać ten trudny okres (zdrowia dla Was wszystkich!). Nie masz pojęcia jak bardzo takie komentarze potrafią sprawić przyjemność. Super, że właśnie tak odbierasz teksty. Bardzo chcieliśmy tu stworzyć swojski klimat, bo coś czuję, że jest nas więcej – ludzi z obornikiem na podeszwie ;). Pozdrawiam ciepło i jeszcze raz wielkie dzięki za poświęcany czas!

Dodaj komentarz