Czego nie można nauczyć się od Japończyka?

Każdy naród ma przypisane jakieś cechy. Zazwyczaj są to stereotypy, ale doskonale działają w społeczeństwie. I tak, Włosi są głośni, Polacy narzekają, Amerykanie jedzą śmieciowe jedzenie, a Szwajcarzy są skąpi. Analogicznie wiadomo więc, że jeśli uczyć się ciszy to nie od Włochów, zdrowego gotowania nie od Amerykanów, pozytywnego podejścia od życie nie od Polaków, a rozrzutności nie od Szwajcarów. A co wiemy o Japończykach? Że są super mili. Że długo pracują. I że jedzą codziennie ryż. Czasem na każdy posiłek. I zdecydowanie tego można się od nich nauczyć. Ale są pewne zachowania, których w Japonii trudno uświadczyć. I niekoniecznie zawsze jest to plus.

Spontaniczność

Czasem nachodzą mnie czarne myśli, że słowo „spontaniczny” zostało wymazane ze słownika języka japońskiego. I to wiele wieków temu. Japończycy bowiem muszą mieć wszystko zaplanowane. Na bardzo długo przed. Nieważne czy dotyczy to wyjścia do muzeum, wyjazdu na gruszki czy spotkania ze znajomymi. Planowanie to rzecz kluczowa. Każde działanie musi być bowiem przemyślane. I to najlepiej sto razy. Kiedy umawiamy się więc z japońskimi znajomymi i ich znajomymi, czasem jest to na kilka miesięcy wcześniej. I nie jest to weekendowy wypad za miasto. Chodzi mniej więcej o 3,4 godziny spędzenia wspólnie czasu. 1/3 dnia. W pracy spontaniczność też nie jest mile widziana. A powiązana z działaniem może być gwoździem do zawodowej trumny. Także lepiej nie ma co wychodzić przed szereg.

Efektywność w pracy

Japończycy mają opinię narodu, który pracuje dużo. To zresztą w Japonii zrodziło się pojęcie karoshi – śmierci z przepracowania. I rzeczywiście, mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni jak mało kto, nie pękają na robocie. Czasem 6 dni w tygodniu. Często do godziny 23. W tym zawodowe, codzienne, nieobowiązkowe, ale jednak obligatoryjne wyjścia integracyjne. Jedyny szkopuł w tym, że w Japonii pracować dużo w ogóle nie znaczy pracować efektywnie. Zdaje się, że efektywność jest postrzegana tak samo jak pro aktywność i spontaniczność, czyli źle. A nawet bardzo. Bo fakt, jak długo wszystko w Japonii trwa jest aż niesamowity. Od podejmowania decyzji, których nikt nie chce podjąć, bo odpowiedzialność wcale nie jest przyjemnym uczuciem aż do wdrażania podjętych decyzji, które wymagają tytanicznej pracy w postaci przygotowania związanych z ich wcielaniem w życie reguł. Orka na ugorze.

Cwaniactwo

Japończycy nie zajeżdżają drogi samochodem, nie wpychają się w kolejkę, nie kombinują jak tu zerwać się 10 minut wcześniej z pracy. Jeśli jakaś zasada została stworzona, to na pewno nie po to, żeby ją ominąć.Widocznie ktoś, kto wie lepiej, wprowadził ją dla bezpieczeństwa jednostki lub ogółu. A raczej ogółu, jako, że jednostka w Japonii jest zupełnie nieistotna. Niezmiernie pocieszającym jest fakt, że są jeszcze na świecie ludzie, którzy nie mają we krwi chęci orżnięcia drugiego człowieka. Istne dinozaury. Na wyginięciu. W Japonii.

Szybkość w działaniu

Nieważne czy dotyczy to pracy, pakowania zakupów czy jeżdżenia samochodem, Japończycy są powolni. Żeby nie powiedzieć, że robią wszystko w ślimaczym tempie. Japonia to nie jest kraj dla ludzi, którzy się spieszą. Zdaje się, że to właśnie tutaj na miesięczne szkolenie przyjechał Rowan Atkinson, znany jako Jaś Fasola, przed odegraniem słynnej sceny pakowania prezentu dla kochanki Alana Rickmana w Love Actually. I wcale nie musiał szkolić się w ekskluzywnym centrum handlowym. Wystarczy, że spędził dzień w stylizowanej na francuską, japońskiej piekarni. Bo w Japonii nawet pieczywo pakowane jest jak najcenniejsza rzecz na świecie. Aż żal je potem w domu otworzyć. Nie wspominając o zjedzeniu.

Komunikatywność

Japończycy unikają interakcji z nieznajomym rodakiem jak ognia. O obcokrajowcach nie wspominając. Jeśli będąc w Japonii przyjdzie Wam do głowy zagadanie z przypadkowo spotkanym Japończykiem choćby na temat tak błahy jak pogoda, weźcie głęboki oddech, a nawet trzy i szybko wybijcie sobie ten szalony pomysł z głowy. Chyba, że ów Japończyk nie jest trzeźwy. Wtedy jak najbardziej, chętnie z Wami porozmawia. Na trzeźwo co najwyżej odburknie, że nie zna angielskiego albo znacząco wyrazi brak znajomości obcego języka głową. Zresztą nawet o nawiązanie kontaktu wzrokowego będzie trudno, a co dopiero o rozmowę. Musicie zadowolić się samotnością. Albo towarzystwem podróżnych współbiesiadników. Jeśli jednak traficie na Japończyka, który chętnie włączy się w rozmowę, nie puszczajcie go. Nigdy. Taki okaz to nie lada gratka.

Mówienia „nie”

W Japonii słowo nie jest jak najgorsze przekleństwo. Japończycy uciekają się do najbardziej wyrafinowanych sztuczek i językowych zabiegów, żeby tylko nie użyć słowa „nie”. Bo jak to tak komuś odmówić. Bezczelnie, prosto w twarz. Dlatego też od Japończyka można usłyszeć, że coś jest niemożliwe do zrobienia, że będzie ciężko, że mogą być pewne trudności, że On bardzo chętnie, ale akurat ryż się gotuje i musi wracać. Ale nie powie słowa „nie”. Niestety, nieświadomy gaijin (czyli w domyśle ja) może uznać takie sformułowania za zachętę zmotywowania mieszkańca Kraju Kwitnącej Wiśni do działania, zakładając, że skoro nie usłyszał odmowy, to nadal wszystko jest możliwe. No nie jest. I nigdy nie było. Już dawno temu. I wszyscy o tym wiedzieli, tylko nie on.

Spokojnie, nie myślcie, że pobyt w Japonii nie będzie miał pierwiastka edukacyjnego. Szybkość i efektywność działania, a tym bardziej mówienie „nie” wcale nie są niezbędnymi elementami w życiu. Może i nie dowiecie się jak ominąć godzinną kolejkę do przeciętnego ramenu albo jak spontanicznie zorganizować weekendowy wypad za miasto. Za to dowiecie się, że na co dzień mieszkacie na innej planecie. A zdanie sobie z tego sprawy będzie obfitowało w wybuchy mózgu co jakiś czas, jeszcze przez długie miesiące.

6 Replies to “Czego nie można nauczyć się od Japończyka?”

  1. Japończyk to takie trochę przeciwieństwo Polaka, u nas to jednak kombinowanie i spontaniczne decyzje (żeby to co wykombinowaliśmy wdrożyć 😉 są na pożądku dziennym. Btw. miło że w czasach, gdzie wszyscy tylko cykają fotki, piszesz takie przyjemne tekst 😊

    1. Nooo nawet bardzo, a nie tylko trochę… Inny świat 😃 Dziękuję bardzo ❤️

  2. Hi 😉

    Ostatnio byłam w Londku i tam były kanapki z Raclette’m i kolejka z 50 metrów jak w ryj. Byłam okrutnie zaintrygowana, zaintrygowana nawet podwójnie: bo po 1sze w ogonku stali skośnoocy, a po 2gie już od 20 lat nie widziałam takiej kolejki za czymś, co nie jest srajtaśmą:))) Polska ciekawość zwyciężyła. Niestety. Wydałam 7 Funtów na kawałek chleba z bezsmakowym serem, który spływał mi aż po dolne członki nie omijając mych wypasionych Pumów, model 922xdfa z 2017 roku! Anglia naraziła mnie na wielkie straty, choć przypomniała też czasy mojego dzieciństwa, kiedy po wystaniu w kicie dwóch godzin sprzedawczyni czule oznajmiała: „Pomerańcze wyszli”! I wtedy by się nadał ten japoński spokój… A właśnie, jak myślisz co by oni zrobili, gdyby po godzinie baba z budy wrzasnęła, że ramen się skończył? :)))

    1. 😂😂😂 W Japonii nikt by nie wrzasnął, to po 1 😉Po 2, 10 razy by przeprosił, że ten ramen się skończył. A po 3, jeśliby się skończył, to ktoś by za to wyleciał z roboty 😉

      1. Zapewne zwolniliby sam makaron… że się skończył;) I jakoś mi się w pale teraz nie mieści, że oni mogą do takiej sytuacji dopuścić!! A w ogóle to ja Cię proszę, napisz coś o żulach! Bo ja jako fanka mostów i kartonów jestem szczególnie tym tematem zainteresowana. :)) Robiłaś już jakieś spostrzeżenia? Ja rozumiem, że łatwo nie będzie, bo żule są jak cellulit, ale jak Ty tego nie dojrzałaś, to nikt nie dojrzy! Za Chiny! 😉

        1. No makaron poleciałby pierwszy 😉Widziałam bezdomnych i oni są zorganizowani jak typowi Japończycy, z tą różnicą, że nie mają domów. Ale to nie przeszkadza im w utrzymywaniu porządku w swoich miejscówkach ani w dekorowaniu ich w zależności od okazji, np. świątecznymi ozdobami 🙂

Dodaj komentarz