Czy japońskie wyspy tropikalne atmosferą przypominają Japonię?

Odpowiedź na to nieco zawoalowane pytanie mogłaby się zawrzeć w jednym słowie. Ale wtedy nie pisalibyśmy bloga, a jedynie zadowolili się kontem na Twitterze. Żeby więc poznać odpowiedź na powyższe pytanie, które, dam sobie głowę uciąć, męczy Was codziennie odkąd dowiedzieliście się, że Japonia ma tropikalne wyspy, musicie skusić się na lekturę tego tekstu. Oprócz ciekawostek, które zapewne nigdy do niczego się nie przydadzą, przywróci Wam on wiarę w japońskie społeczeństwo. A czytając naszego bloga na pewno już ją straciliście. I to nie raz.

Pokaż mi jak wyglądasz, a powiem Ci kim jesteś

Czasem jesteśmy na wakacjach jak Grażyna z Mirkiem i małym Januszkiem czyli jak tylko przekroczymy próg samolotu już wiemy wszystko na temat odwiedzanego miejsca. Właściwie moglibyśmy wrócić najbliższym rejsem, gdyby nie wykupiony na za kilka dni bilet powrotny. A wiadomo, że jak zapłacone, to trzeba wykorzystać. Kto jak nie Polak wie o tym najlepiej. Szybko więc zauważyliśmy, że mieszkańcy Ishigaki różnią się wyglądem od tych z Tokio. Są pełniejsi na twarzy (o co nietrudno bo Tokijczycy wyglądają często na wychudzonych ze swoimi zapadniętymi, bladymi policzkami) i, o zgrozo, opaleni. W Japonii ciężko znaleźć opalonego człowieka, jako, że dziwnym trafem, na słońce uczulone jest 3/4 populacji. Mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni niezwykle ostrożnie obchodzą się ze słońcem, a opaleniznę traktują jak poparzenie skóry. Owszem, jest w tym sporo racji, ale nie trudno pokusić się o stwierdzenie, że nieco przesadzają chodząc nieustannie z parasolkami UV. Okrywając się przy tym bardziej niż w zimie. Również na plaży. Na Ishigaki, jak widać, ciężko obsesyjnie chronić się przed słońcem 365 dni w roku. Efekt jest więc jaki jest. Do tego luzackie ubranie i kolorowe klapki i człowiek zaczyna się zastanawiać czy aby na pewno jest w Japonii.

Równie nonszalancki stosunek, mieszkańcy Ishigaki mają do piercingu, długich włosów u facetów i tatuaży. Zasadniczo, te ostatnie są oznaką przynależności do yakuzy – japońskiej mafii. Zaś wszędobylskie kolczyki i zapuszczona na męskiej głowie szczecina, świadczy o wyższym poziomie hipsterstwa. Na Ishigaki nie do końca tak właśnie odbierana jest moda na powyższe trendy, co nas bardzo cieszyło. Za to rodowitych Japończyków zapewne wprowadza w niemałe zakłopotanie.

Pokaż mi jak się zachowujesz, a powiem Ci kim jesteś

Marihuana, tak jak w Japonii, na Ishigaki również nie jest legalna. Jednak czasem ma się wrażenie jakby jeden z drugim popalali coś na ganeczku w ramach wieczornych pogaduszek przy lokalnym piwie Orion. Ludzie na wyspie są bowiem wyluzowani. Co jest o tyle ciekawe, że wyluzowany Japończyk to brutalny oksymoron. W japońskiej stolicy wymarły gatunek. Ale jak widać, całkiem sporo sztuk zachowało się jeszcze na tropikalnych japońskich wyspach. Przyznaję, że ten luz zaskoczył nawet nas, kiedy to Pani taksówkarka (poprawność polityczna to podstawa), po japońsku, bo czemu by nie, z elementami mocno łamanego angielskiego, opowiadając nam o kolejno mijanych miejscówkach, zaczęła śpiewać piosenkę o Sakurze, widząc drzewa kwitnącej wiśni. Popłynęła srogo kontynuując swój występ dobrych kilka minut. Aż żal, że nie mieliśmy róży, żeby rzucić jej na przedni fotel. Oczywiście, jak to na kierowcę taksówki przystało, była ubrana w garnitur. W końcu nadal jesteśmy w Japonii.

Mieszkańcy Ishigaki nie kłaniają się jak opętani przy każdej okazji. Nadal jednak są uśmiechnięci i uprzejmi, ale w zdecydowanie mniej wymuszony sposób. Jakby robili to z własnej woli, a nie z musu, bo uśmiech wpisany jest w podręcznik odpowiedniego zachowania obowiązujący w miejscu pracy. Oczywiście nadal obsesyjnie ściągają buty, jak np. kucharz i kelner w jednej lokalnej knajpie typu izakaya, który miał jedną parę kapci do chodzenia po kuchni i za barem, a drugą do chodzenia po sali. Ale nikt nie jest idealny. Najważniejsze, że obsługa nawet w malutkiej knajpie nadal jest na tak samym wysokim poziomie. Ale widać w tym zdecydowanie większy luz.

Podczas pobytu na Ishigaki mentalnie wróciliśmy trochę do początków naszego pobytu w Japonii, kiedy to byliśmy lokalną atrakcją (w naszej okolicy gaijinów jest jak na lekarstwo). Na Ishigaki bowiem dużo ludzi do nas machało (to bardzo japońskie zachowanie, nieco dziwne, ale tylko do momentu kiedy się człowiek orientuje, że sam już macha z własnej inicjatywy bez zażenowania, a co gorsza, z przyjemnością); uśmiechało, próbowało rozbawić opornego na te zagrywki Bąbelka albo zagadywało. Nawet bez znajomości angielskiego, co w Japonii należy raczej do rzadkości. Tak też dowiedzieliśmy się, że Pan sprzedający nam bilety na wycieczkę po sąsiadującej wyspie Iriomote niedawno był w Poznaniu i zajadał się schabowymi, co potwierdzały prezentowane na telefonie zdjęcia. Dziwnym trafem, od razu znalazł się mocniejszy alkohol na przypięczetowanie nowej znajomości (żeby nie było – skończyło się na poczęstunku, bo w końcu Pan był w pracy). I tym samym po raz kolejny przekonaliśmy się, że świat jest bardzo mały.

Pokaż mi jak się pracujesz, a powiem Ci kim jesteś

Mamy pewne podejrzenia, że japoński kult pracy nie do końca się na tropikalnych wyspach przyjął. W Japonii wiele knajp otwartych jest tylko w porze lunchu i kolacji. Zwłaszcza w małych miejscowościach. Zazwyczaj jednak udaje się znaleźć przynajmniej jedną czynną poza wspomnianymi wyżej porami dnia. Nie w tym przypadku. Japończycy na tropikalnych wyspach tej reguły trzymają się bardzo kurczowo. Zjeść posiłek w restauracji można więc tylko między 12 a 15 albo po 18. Jak widać również bardzo cenią sobie zasady. Ale te są zgoła inne.

Zresztą sklepy też funkcjonują w trochę inny sposób. Jak na przykład jeden z dwóch w miejscowości Kabira, w której mieliśmy przyjemność mieszkać. Jak się dowiedzieliśmy od właściciela pensjonatu, w którym wynajmowaliśmy pokój, sklep prowadzony jest przez Panią, którego godziny otwarcia dyktuje jej rytm dnia. Brzmi bardzo zen, a w praktyce wygląda to tak, że kiedy owa Pani wstanie, wówczas otwiera sklep. Jak się okazało, lubi pospać. Ale też nie zawsze. Na szczęście nie kładzie się o zachodzie słońca i przybytek otwarty jest dość długo (jak na lokalne standardy). No chyba, że sen zmorzy ją nieco wcześniej. Ale tego nie wie nikt. Nawet ona sama.

Pobyt na Ishigaki na nowo rozbudził w nas nadzieje, że w Japonii można jeszcze spotkać normalnego, według europejskich standardów, Japończyka. To że na co dzień nie jest nam to dane, przynajmniej w takim stopniu jak na tropikalnej japońskiej wyspie, wcale nie oznacza, że nie istnieje. Warto wybrać się na Ishigaki choćby po to, żeby poznać inny typ mieszkańca Kraju Kwitnącej Wiśni. Wprawdzie nie uznałabym tego za powód koronny, ale jak wiadomo, każdy jest dobry.

2 Replies to “Czy japońskie wyspy tropikalne atmosferą przypominają Japonię?”

  1. Czy mozecie polecić ten pensjonat na ishigaki? Da się poruszac z 1.5 dzieckiem bez auta czy nie ma sensu?

    1. Jasne. To jest ten pensjonat: http://iriwa.org/about-english.html Jest podlinkowny w tekście, ale chyba mało widocznie 🙂 Tak jak pisałam, on jest bardzo luzacki, trochę hipiowski, ale z dzieckiem spoko, bo jest ogród i nie jest się zamkniętym w pokoju hotelowym w 4 ścianach 🙂

      My z 2,5 latkiem jeździliśmy na 2 sposoby: kilka dni autobusem, kilka dni wynajęliśmy samochód od właścicieli (do samochodu nie mają fotelika). Także jak najbardziej się da. Pytanie tylko gdzie chcecie dojechać. Bo w niektóre miejsca autobusem się nie da albo zajmuje to zbyt dużo czasu i najwzyczajniej w świecie niewarto. Pływaliśmy też na inne wyspy (wrzucimy o nich tekst na dniach) to w takim wypadku do portu można dojechać autobusem.

      Jak macie więcej pytań to spokojnie piszcie do nas maila: paula@rodzinawswiat.pl. Postaramy się pomóc 🙂

Dodaj komentarz