Czy nadajesz się na wakacje pod namiotem?

Od ponad czterech tygodni żyjemy w namiocie. Z wyboru, nie z konieczności, co jednak jest pewnym luksusem. Po tym czasie możemy już stwierdzić czy jest to sposób podróżowania dla nas czy jednak po powrocie wyprzedamy cały kempingowy sprzęt, a wspomnienia tych kilku tygodni zagrzebiemy głęboko w czeluściach nieświadomości. Spisaliśmy wszystkie plusy i minusy wakacji w namiocie. Wystarczy jedynie je przeczytać i albo oddać zakupiony już sprzęt albo pakować walizki.

Namiot moja miłość?

Zacznijmy od tego, że my jesteśmy w dość specyficznej sytuacji. Nasza podróż to wyprawa na koniec Europy z wieloma namiotowymi przystankami. Zdarza nam się nocować w samochodzie, ale zdecydowanie częściej rozbijamy się z naszym małym domkiem na kempingach. Często co noc. Rzadziej co dwie. Nigdy nie więcej niż cztery. Jednym słowem: jesteśmy mocno mobilni. Od razu uspokajamy: rozkładanie namiotu straszne nie jest. Z każdym kolejnym razem dochodzi się do większej wprawy. Z czasem czynność ta wchodzi w nawyk i codzienny grafik. Czyli śniadanie, prysznic, kibelek, składanie namiotu. Dzień jak co dzień. Można przywyknąć. Ale nie ma co ukrywać: jeśli robi się to co wieczór czy dwa przez kilka tygodni, można mieć dość. Jedno jest pewne: opcja dla leniuszków to nie jest, przynajmniej przy takim intensywnym przemieszczaniu się.

Pamiętajmy jednak, że rozbijanie namiotu raz na kilka dni albo raz na cały wypad to zupełnie inna bajka. I do ogarnięcia dla każdego. Częstotliwość szybko niweluje kwestię lenistwa rozbijającego i upierdliwości rozbijanego. Wprawdzie pozostają inne dyskusyjne kwestie do zaakceptowania, ale przynajmniej ta nie stanowi już problemu.

Wikt i opierunek

Nie ma co mydlić oczu: pobyt na kempingu to nie wakacje all inclusive. Trzeba samemu sobie ugotować, a potem jeszcze posprzątać. Co gorsza, przy dłuższych wyjazdach, trzeba też sobie uprać, a potem to pranie rozwiesić. Chociaż uspokajamy: nie ręcznie. Na większości kempingów można znaleźć udogodnienie w postaci wielkich pralek, w których za 3 czy 4 euro (w porywach do 6) można załatwić tę mało atrakcyjną rozrywkę (a za kilka dodatkowych nawet wysuszyć!). Także niechlubne powiedzenie z młodości „Twoja stara pierze w rzece” nie ma racji bytu. Nie pozostawia to jednak złudzeń: jeśli ktoś na wakacjach chce odpocząć od przyziemnych, codziennych obowiązków, to od urlopu pod namiotem powinien trzymać się daleko.

Obsesja czystości

Co kemping, to obyczaj i na niektórych z nich ciepłej wody brak. Spokojnie, zazwyczaj ta w prysznicu jest gorąca, ale w zlewach do mycia naczyń różnie bywa. Trzeba więc przełknąć pewne higieniczne niedociągnięcia w postaci niedomytych naczyń (mimo szczerych chęci i zawziętego szorowania). Czy to oznacza, że poranna herbata w niedomytym kubku po wczorajszej, również porannej kawie smakuje źle? Nie, po prostu smakuje inaczej. Otwarcie się na nowe doświadczenia jest więc tutaj kluczowe. Podobnie z warunkami do spania. I nie chodzi o materac, a piasek czy trawę, która niepostrzeżenie dostaje się do namiotu i w okamgnieniu staje jego prawowitym mieszkańcem.

Obcowanie z naturą

To jest jeden z aspektów, który najbardziej lubimy w kempingowaniu. Posiłki w plenerze są sprawą piękną. Jasne, nie wszystkie, bo przynajmniej dla nas kemping sam w sobie celem wakacji nie jest i jadamy również „na mieście”. Ale takie śniadanie w plenerze jest niewątpliwie ogromnym plusem. Wieczory pod chmurką też mają swój urok. A nie oszukujmy się, dziecko po całym dniu na powietrzu też śpi jak zabite. Nie ma nic piękniejszego niż wieczór na dworze, we dwoje, podczas wakacji ze śpiącymi obok potomkami. Nocleg w hotelu nie zawsze gwarantuje takie bezcenne atrakcje. A na kempingu? Proszę bardzo! No chyba, że pada deszcz. Dzień w dzień. Non stop. Wtedy wcale przyjemnie nie jest, a i z dzieckiem ciężko coś począć. Wilgotne wszystko, co się da, wcale nie ułatwia sprawy. No a pomijając już kwestię deszczu, przy tym obcowaniu z naturą, nie można zapominać o robakach, które do namiotu z ogromną przyjemnością wbijają się na waleta. Ale cóż… coś za coś.

Obcowanie z ludźmi

O ile nie wynajmuje się całego kempingu, prawdopodobieństwo obecności innych ludzi w pobliżu jest ogromne. Żeby nie powiedzieć nieuniknione. Jednym jest to zupełnie obojętne (na przykład nam), inni z bólem muszą przymykać oko na chrapiącego w sąsiednim namiocie sąsiada czy korzystanie z toalety w towarzystwie kilku nieproszonych gości, a jeszcze inni wolą zostać w domu przez następne 10 lat, niż przeżywać takie katusze. Jednym słowem: trzeba wziąć pod uwagę fakt, że na kempingu nie jest się samym. Życie towarzyskie, nawet jak przeżywane z kilkunastu metrów, nadal jest bardzo bujne. Z jednej strony portugalska rodzina w wielkich emocjach zajada śniadanie, z drugiej zawzięcie szczeka pies, z trzeciej dochodzi brzdęk mytych naczyń, z czwartej widok zasłaniają wyprane majtki Holendra. A w środku my: zmachani pakujemy nasz dobytek w piżamach czyli równie atrakcyjny widok. Trzeba lubić takie klimaty.

A ile to kosztuje?

Jeśli ktoś wyobraża sobie, że za 5 dyszek przekima w namiocie na kempingu na zachód od Odry to się grubo myli. Chyba, że mówimy o euro. Ceny noclegu na kempingach są bardzo różne. Nam do tej pory zdarzyło się płacić zarówno 14 (najniższa cena), jak i 35 euro (obie z podłączeniem do prądu). Chociaż kiedy dzwoniliśmy do Francji spytać o dostępność miejsc, to słyszeliśmy też o kwotach w granicach 60 euro. Także tanio nie jest. Ogólnie rzecz ujmując, ceny za nocleg w namiocie w Niemczech wahają się w granicach 20-25 euro, Francji: 30-35 euro, Hiszpanii: 25-30 euro, Portugalii: 15 (a nawet 14!) -20 euro. Przy czym na cenę wpływa kilka aspektów.

Choćby charakter wynajętego miejsca. We Francji to pieczołowicie ponumerowane parcele, które, oddzielone rzędem krzewów od sąsiada, można zagospodarować w wymarzony sposób. Nawet rodem z Instagrama! W Hiszpanii sprawa się już nieco komplikuje. Można bowiem trafić zarówno na mini działeczki jak i bardziej chaotyczną organizację, czyli stawiaj się mniej więcej tu, ale w granicach rozsądku. W Portugalii natomiast panuje totalny luz i ważne, żeby jakoś się zmieścić. A jak i gdzie, to już mało istotne. Z tego jednak powodu, ceny też rozliczane są trochę inaczej: płaci się za wielkość zajętego miejsca (czyli wielkość namiotu), a nie już wyznaczoną parcelę. Dlatego też opcja zostawiania samochodu (który zajmuje dodatkowe miejsce) za bramami kempingu jest tu bardzo popularna.

Ale w wakacjach pod namiotem przecież nie o pieniądze chodzi. A często kempingi to nie tylko kawałek ziemi do rozbicia namiotu, a cała infrastruktura i masa atrakcji w postaci sklepu, restauracji, pralni czy basenów ze zjeżdżalniami. Czasem to nawet dodatkowe atrakcje w postaci animacji dla dzieci albo mini targów z lokalnymi produktami. Jednym słowem: na miejscu jest wszystko, czego potrzeba. A nawet jeszcze więcej. Ponadto, niektóre kempingi potrafią być przy samej plaży, co sprawia, że stają się jeszcze lepsze niż hotele. I żeby było jasne: kempingi to nie tylko namioty. Na wielu z nich stoi mnóstwo przyczep, kamperów czy domków. Wiele chyba nawet całorocznych. Bo jak właściwie wytłumaczyć ogrodzenie wokół kempingowej parceli? W każdy bądź razie, namioty należą do mniejszości. Czyli nie ma biedy.

A dlaczego tak drogo?

Opcją sprawienia, żeby wakacje w namiocie były tańsze, jest rozbijanie się na dziko. Ale z tym różnie bywa, bo w wielu krajach jest to, po prostu, nielegalne. A chyba nikt nie chciałby zakończyć takiej nocy na dziko sowitym mandatem. Warto sprawdzić te kwestie prawne przed wyjazdem.

Dostępność i check-in

Na właściwie wszystkie kempingi zajeżdżaliśmy w ciemno. Nigdy nic nie rezerwowaliśmy. Czasem zdarzyło nam się zadzwonić z pytaniem o możliwie najpóźniejszą godzinę zameldowania się. I to by było na tyle. Ale też okres, w którym podróżujemy jest wyjątkowy i turystów jest o wiele mniej. Z tego co się orientowaliśmy, sprawa w „normalnym” okresie nie wygląda tak kolorowo i z reguły, warto postarać się o rezerwację.

Jeśli zaś chodzi o wspomnianą wyżej godzinę check-in, dla niektórych jest to temat zupełnie nieistotny. Dla nas akurat kluczowy. Przy częstym zmienianiu miejsca, ważny jest czas. I w takiej opcji podróżowania, trochę, niestety się go traci. Spakowanie wszystkich precjozów trochę trwa. A jeśli połączy się to z wczesnym zameldowaniem się w innym miejscu i wieloma kilometrami do przejechania, to dzień mocno się skraca. Na niektóre kempingi można się zarejestrować tylko do godziny 20. Owszem, choćby w Portugalii są i takie, na których rozbić można się do 23. Ale ogólnie rzecz biorąc, jest to kwestia bardzo indywidualna.

Gdzie szukać kempingów?

Kempingów szukamy zazwyczaj w aplikacji Park4night, która głównie skierowana jest do użytkowników kamperów, ale tradycyjni biwakowicze też znajdą tam masę przydatnych informacji. Pomocna jest również strona www.camping.info, na której z łatwością można znaleźć kempingi w wybranej lokalizacji. A na koniec zostaje zawsze pomocny wujek Google. Cenna rada: gminne/miejskie kempingi są zazwyczaj, z racji dofinansowania, tańsze. Co ważne – bez utraty na jakości. Jeśli więc taki jest w odwiedzanej okolicy, to zdecydowanie najlepszy wybór.

Czy jeszcze kiedyś pojedziemy pod namiot?

Po tych kilku tygodniach podróży po Europie wiemy, że namiot nie jest dla nas idealnym rozwiązaniem. Owszem, byłby, gdybyśmy byli w jednym miejscu na dłużej albo przemieszczali się co kilka dni. A nam zdarza się, i to dosyć często, zmieniać miejsce codziennie. W związku z tym, nierzadko musimy być przed określoną godziną na kempingu, co skraca nasz dzień. Ponadto, znalezienie dobrego miejsca wcale łatwe nie jest i niekiedy wymaga cierpliwości i dłuższej chwili. I last, but not least jak to mówią, wieczorne rozbijanie się i poranne pakowanie zabiera nam trochę czasu. Jasne, ma to swój urok. Ale zdecydowanie bardziej, w takim trybie odpowiedni byłby dla nas kamper, którym też o wiele łatwiej stanąć na dziko. A i z prądem i wodą jest się bardziej niezależnym. Ale spokojnie, przy planowaniu road tripu nie trzeba od razu kupować kampera. Zwłaszcza, że nie jest to tania impreza. Namiot też się świetnie sprawdza, czego jesteśmy żywym przykładem. Trzeba tylko chcieć.

A jeśli mówimy o opcji pozostania gdzieś dłużej, to naszym skromnym zdaniem, namiot to świetna opcja. Jest swojsko, blisko natury, niezależnie i jednak taniej niż w hotelu. Trzeba jednak pamiętać, że podróże pod namiot to styl życia. I albo się go kocha albo nienawidzi. Zawsze przed wydaniem własnej opinii najlepiej sprawdzić na własnej skórze. Ale mamy nadzieję, że chociaż trochę pomogliśmy Wam podjąć decyzję czy warto go w ogóle spróbować.

One Reply to “Czy nadajesz się na wakacje pod namiotem?”

  1. Swietnie się Was czyta! Może wydacie jakis subiektywny przewodnik typu „Z namiotem przez Europę”?

Dodaj komentarz