Czym japońskie matki wywołałyby burzę w polskim Internecie?

Od razu ustalmy, że Japonkom, jak to wszystkim matkom, oberwałoby się, nie tylko w Internecie, bez względu na to co by zrobiły. Taki już los matek. Matka zawsze obrywa, a powody są różne. Bo ma tylko jedno dziecko, a to za mało; bo dwójkę, ale dwóch chłopców, a przecież trzeba mieć parkę; bo trójkę, a to już patologia. Bo źle ubiera, niezdrowo karmi, za mało pracuje, siedzi w domu, zaniedbuje męża, nie dba o dom, o sobie samej już nie wspominając. Lista jest długa. Zawsze coś się znajdzie. Ale są takie polskie klasyki, przez które Japonki rozgrzałyby matkowe fora i grupy do czerwoności. Admin miałby zapierdol, jak nigdy. Nie ogarniałby się z moderowaniem komentarzy i blokowaniem uczestników niekoniecznie kulturalnej dyskusji. Zresztą polskie ulice też nie pozostałyby obojętne.

Czapeczka

A gdzie, proszem paniom, to dziecko ma czapeczkę byłoby najmniejszym kłopotem Japonek. Fakt, że japońskie dzieci nie noszą czapek nawet w zimie przyćmiłoby to, że one nie noszą skarpetek. Z gołymi stopami, proszem paniom, w takie zimno! Bo mały bąbelek bez skarpetek w wózku to nierzadki widok. Ponoć to wszystko dla jego dobra, żeby się hartował. Ta zasada nie tyczy się opatulonej matki. W końcu ona już dzieckiem nie jest. Czasem aż głupio własnej latorośli w zimie założyć zimową kurtkę, żeby się nie wyróżniała wśród innych dzieci, które wyglądają jakby u nich panowała zupełnie inna temperatura. Jedno jest pewne: w Japonii dzieci się nie przegrzewa.

Karmienie piersią

Generalnie Japonki karmią piersią i to ponoć dosyć długo, ale nigdy publicznie. Może dlatego, że w wielu miejsach: urzędach, centrach handlowych czy atrakcjach turystycznych są specjalne pokoje przeznaczone dla matek z dziećmi, gdzie w spokoju, bez ciekawskich spojrzeń można nakarmić bąbelka. A może dlatego, że nie zasadzają się na cudzych mężów, kusząc ich wywalonym na wierzch cycem, tak jak robię to np. ja? Bo wiadomo, że tylko i wyłącznie taka myśl przyświeca matkom karmiącym w miejscach publicznych. A wracając do Japonek, jeśli już niefortunnie przydarzy im się karmienie piersią w towarzystwie innych, to obowiązkowo zakrywają się chustą. Bardzo szczelnie. W trosce o męża swojego i koleżanki, oczywiście.

Wózek

Zdaje się, że Japonki już dawno odkryły, że zestaw 3w1 w składzie gondola, spacerówka i fotelik samochodowy jest do bani. Osobiście uważam, że wiedzę, że gondola posłuży nie więcej niż 6 miesięcy, fotelik nie będzie pasował do kształtu kanapy samochodu, a spacerówkę i tak trzeba będzie zmienić na lżejszą i sprytniejszą posiada się o wiele za późno. Zdecydowanie powinni o tym mówić w szkole rodzenia. A Japonki – spryciule wiedzą co i jak od samego początku. O gondoli chyba w życiu nie słyszały. Mają jeden niewielki wózek, rozkładany na płasko, od narodzin dziecka.

Fotelik samochodowy

Zresztą odnośnie tego fotelika, to on i tak jest mało używany, bo w Japonii bardzo luźno podchodzi się do tematu przewożenia dzieci w bezpieczny sposób w aucie. Oprócz wszystkich idealnych matek, którym w życiu nawet nie przyszłoby do głowy, żeby wyjąć choć na chwilę dziecko z fotelika w trakcie jazdy, chyba każdy zmuszony był to zrobić co najmniej raz. W Japonii działa to zupełnie odwrotnie: tutaj czasem komuś się zdarzy dziecko do fotelika włożyć. Poza tymi nielicznymi razami, dzieci swobodnie wędrują po aucie. W końcu ruch to zdrowie.

Nosidło

W Japonii bardzo popularne są nosidła. Chust nie widać w ogóle, ale nosidła używane są zamiast wózków, jako główny środek transportu dzieci niezwykle często. Ale zdaje się, że dyskusje na temat rodzajów i zasad używania nosideł jeszcze nie dotarły do Japonii, bo często można zobaczyć maciupkie dzieci wsadzone w nosidło, w nienaturalnej pozycji, nierzadko noszone przodem do świata. Czasem na sam widok, aż człowiekowi zgrzyta w krzyżu. Chociaż, to akurat pewnie ze starości.

Rower

Japonki na rowerze potrafią przewozić trójkę dzieci: jedno z przodu, drugie z tyłu, a trzecie w nosidle na klatce piersiowej. Bezpieczeństwo nie jest mocnym punktem takiej konfiguracji. Zwłaszcza, że nie jest to rzadki widok. Na zmianę podziwiam i patrzę na to z przerażeniem. Zwłaszcza, że Japonki na rowerze to diabły wcielone i zakała japońskiego społeczeństwa: nie stosują się do żadnych zasad ruchu drogowego, często w ogóle nie rozglądają się na boki i cisną jak złe.

Nie myślcie sobie, że to koniec przewinień Japonek. One mają o wiele więcej na sumieniu. I wcale się z tym nie kryją. Mnie osobiście, niektóre z ich zachowań rażą, inne zupełnie nie, a jeszcze kolejne ani grzeją ani ziebią. Staram się kierować zasadą żyj i daj żyć innym. Ale polski Internet nie. I aż szkoda, że Japonki nie znają naszego pięknego języka, bo tyle cennych rad ile by dostały w polskim Internecie albo na ulicy, to nigdzie nie znajdą. Ich macierzyństwo stałoby się o wiele łatwiejsze.

4 Replies to “Czym japońskie matki wywołałyby burzę w polskim Internecie?”

  1. Ja nienawidze czapeczek. Chyba sie przeprowadzam

    1. Pasowałabyś tu 😉

  2. Dla mnie dość sporym zaskoczeniem w Japonii było to, że niemal nikt nie ustępował miejsca matce z małym dzieckiem na ręku. Osobiście podróżowałam z córką półtoraroczną, która niestety trochę chorowała w tym czasie. Chore dziecko z mamy zejść nie chce (jeśli w ogóle kiedykolwiek chce). Zdarzało mi się więc stać kilka stacji, jadąc pociągiem, a mąż podtrzymywał mi mdlejącę ręce. Jeden raz kobieta mi ustąpiła miejsca, okazało się, że jej mąż stal nieco dalej z ich starszym od mojego dzieckiem. Drugi raz ustąpiła mi miejsca turystka. Gwoli ścisłości, nie oczekiwałam rozstępowania się tłumów na boki, piszę to jako spostrzeżenie, które mogłoby być sporą pożywką dla polskich internautów. 🙂 Jak było w waszym przypadku? To tylko moje doświadczenie?

    1. My nie jeździliśmy dużo komunikacją miejską, ale rzeczywiście mieliśmy raz albo dwa sytuację, że syn na rękach, ale nikt nie ustąpił. Chyba nie do końca Japończycy mają to w zwyczaju.

Dodaj komentarz