Dlaczego kupiliśmy kampera i ile nas to kosztowało?

Nie znamy osoby, która albo nie marzy o kamperze albo choć raz w życiu nie przemknęła jej przez głowę myśl o spędzeniu wakacji właśnie w ten sposób. Z racji pandemii, karawaning w Polsce przeżywa teraz prawdziwy bum, a kampery i przyczepy kempingowe rozchodzą się jak świeże bułeczki. Niektóre z pleśnią, bo to co kryje w środku część z nich zaskoczyć może nawet zatwardziałego optymistę. Ale od początku.

Skąd pomysł na kampera

O zakupie kampera tak na serio (bo nie na serio to od zawsze) myśleliśmy już w Japonii. Ściągnęliśmy stamtąd w sumie trzy samochody, ale żaden z nich nie był domem na kółkach. Z przyczyn dwóch: na japońskich aukcjach sprzedażowych kamperów widzieliśmy dosłownie kilka, a do tego były bardzo małe. A my jednak należymy do osób wysokich, co już w japońskim mieszkaniu powodowało (w przypadku Maćka) zahaczanie głową o progi drzwi. Do tego syn na stanie, a w perspektywie kolejne potomstwo. No jakoś się w takiej sytuacji na japońskiego kampera nie odważyliśmy. Temat na chwilę ucichł, ale wrócił w ubiegłym roku, ze zdwojoną siłą. Przed kilkutygodniowym wyjazdem na roadtrip’a rozważaliśmy wynajęcie domu na kółkach, ale z jednej strony przerosły nas koszty wypożyczenia (chcieliśmy jechać na co najmniej półtora miesiąca, wyszło w sumie dwa), a z drugiej powstrzymał brak kamperów do wynajmu, zwłaszcza na tak długi okres. Na zakup było za późno, bo decyzja o wyjeździe była mocno spontaniczna. Finalnie stanęło na noclegach w namiocie (o czym pisaliśmy tu). Jednak po tych dwóch miesiącach wiedzieliśmy, że kamper byłby dla nas świetnym rozwiązaniem, bo jednak namiot mocno ogranicza (właściwie odpada nocowanie na dziko). Wakacje się skończyły i znowu na jakiś czas pomysł zdechł śmiercią naturalną. Ale kiedy sprzedaliśmy jeden ze wspomnianych wyżej sprowadzonych samochodów z Japonii, wróciliśmy do tematu i w ciągu trzech tygodni kupiliśmy kampera. Stan posiadanych pojazdów musiał się zgadzać 😉

Gdzie szukać?

Szukanie kampera do kupna to koszmar. Z racji bumu, ceny mocno poszybowały w górę i chwilami aż włos jeży się na głowie. Większość kamperów do sprzedania to samochody sprowadzone na handel przez ludzi, którzy nie mają pojęcia o kamperowaniu ani samych kamperach. Często więc są to jeżdżące trupy i nie chodzi o silnik, a wnętrze. Na widok niektórych zdjęć wnętrz dostępnych kamperów robi się słabo. I to nie z zachwytu. Najlepiej więc szukać samochodu, który ktoś faktycznie użytkował, bo jego stan będzie względnie dobry i znany. Po obejrzeniu kilku ogłoszeń wiedzieliśmy więc czego szukamy:

  • kampera starego, dla podniesienia morale określanego jako oldschool lub vintage 😉 Rocznik około 90. Myśleliśmy o nowszych modelach, ale na 25 lat młodszego nie byłoby nas stać, a 15 lat młodszy też byłby na tyle leciwy, że wymagałby dodatkowych funduszy. A lepiej je dołożyć do mniejszej kwoty zakupu niż większej 🙂 Vintage wydawał się więc najsensowniejszym rozwiązaniem.
  • kampera od jego użytkownika, a nie handlarza. Chociaż przez kilka dni mieliśmy na oku właśnie ten drugi. Po kilku dniach namysłu odpuściliśmy wówczas zakup kampera w ogóle, a ten upatrzony znalazł innego właściciela. Temat jednak wrócił po kolejnych kilku dniach. Ze zdwojoną siłą. I już nie dał się tak łatwo zbyć. Grunt to efektywna decyzyjność 😉
  • kampera w stanie sprawnym i akceptowalnym wizualnie. Takiego, do którego wsiądziemy i pojedziemy. Bez miesięcy napraw i renowacji. Jak chyba każdy uwielbiamy metamorfozy oraz zdjęcia przed i po. Ale z dwójką dzieci ( w tym niemowlak) i Maćka pracą na etat mierzyliśmy siły na zamiary. Z tego samego powodu odpuściliśmy zakup vana i zabudowywanie go od zera. Poza tym, zależało nam na pomieszczeniu szumnie nazywanym łazienką 😉

Po kilkunastodniowym wertowaniu ogłoszeń z powyższymi wytycznymi w pamięci, znaleźliśmy półintegrę Peugeot’a J5 (odpowiednik Fiata Ducato I), wersję Hymer, czyli na bogato (ciągnie swój do swego ;)). Rocznik 89. Gwoli wyjaśnienia, półintegra to samochód dostawczy z dobudowaną częścią mieszkalną. Na rynku są jeszcze integry, czyli kampery składające się z jednej części. Wprawdzie nasz przyszły kamper był do obejrzenia 200 km od Warszawy (sporo, z racji bliskiej odległości Niemiec, jest w okolicach Poznania), ale co to dla nas.

Jak kupować kampera?

Na obejrzenie kampera warto wybrać się z kimś, kto się na temacie zna. Łatwo bowiem zakupić samochód, który gnije albo cieknie, co jednak okazuje się po czasie. Oczywiście, nie oszukujmy się, kupując 20 czy 30-letni samochód nie ma się co nastawiać na to, że będzie idealny, bez żadnych przecieków, usterek i obdrapań. Ale wiadomo, że jest różnica między maleńkim przeciekiem, a powodzią czy pękniętym zderzakiem, a brakiem podwozia. My akurat mamy to szczęście, że w rodzinie posiadamy aktywnych użytkowników kampera. Co to dokładnie znaczy? Ni mniej ni więcej to, że owi użytkownicy w kamperze mieszkają. Znają się więc na temacie jak nikt inny i wiedzą na co zwrócić uwagę. Pomoc eksperta była więc nieoceniona. Przy czym szwagier relacjonował później, że Maciek był idealnym klientem: pozytywnie nastawionym, przyjmującym z godnością wszystkie informacje, nawet te niekorzystne. W skrócie takim, który przyjechał tego kampera kupić 🙂 I przyznajemy: nie chciało nam się za długo szukać domu na kółkach. Wizja jeżdżenia przez kilka miesięcy co parę dni w inne miejsce w Polsce nie wydawała nam się atrakcyjna. Miało być szybko i bezboleśnie 😉 Ale wracając do meritum: jeśli nie ma możliwości obejrzenia kampera z kimś obeznanym w temacie, warto przekopać Internet, żeby chociaż w minimalnym stopniu zapoznać się z tematem. I ewentualnie zgrywać eksperta 😉 Na pewno kampera dyskwalifikują poważne uszkodzenia zabudowy, a poza tym to hulaj dusza, kto na ile ma cierpliwości, czasu i pieniędzy. A jest to zabawa czasochłonna, pracochłonna i droga.

Co my musieliśmy zrobić w naszym kamperze?

No to jest historia przy której śmiechom nie ma końca. Śmiechom przez łzy. Bo owszem, kamper do Warszawy dojechał. A nawet wybraliśmy się nim w pierwszą podróż. Prawie udaną, bo w drodze powrotnej padł akumulator i kamper nie chciał odpalić na stacji benzynowej. Ale potem zbuntował się na dobre i odpalać nie chciał. Pierwotnie mieliśmy dokupić tylko bojler (przez którego brak poprzedni właściciel obniżył cenę, używany to koszt około 1500 PLN) wraz z kratką i wymienić świece (wspominał o nich sprzedawca). Do tego oczywiście wyposażyć (np. w materace (były, ale jednak na świeżych milej spać), pościel czy naczynia) oraz udekorować (ale bez szaleństw – kompletna podstawa, jak zasłonki czy światełka) co by podróżowało się przyjemniej. Nie planowaliśmy wielkich prac jak zmiana obicia, podłóg, zrywanie czegokolwiek, wymiana albo chociaż malowanie mebli. Finalnie, z problemem odpalania, trochę się jednak tego uzbierało. Dokupiliśmy bojler (sprawny, ale przy montażu odpadła rurka więc trzeba było szukać (ze świecą!) spawacza, który poradzi sobie z zespawaniem małych elementów, kratkę bojlera i kratkę od lodówki (którą zgubiliśmy w trakcie powrotu z pierwszego wypadu) oraz wymieniliśmy świece. Ale oprócz tego kupiliśmy akumulator, zregenerowaliśmy rozrusznik i alternator (niedziałający alternator to nasz konik ;)) – wszystko po to, żeby zażegnać problem z odpalaniem. Do tego wymieniliśmy wtryski (trudno dostępne, ale za to za 20 złotych za sztukę, dla niewtajemniczonych: cena jednego wtrysku do nowszych pojazdów to koszt około 150 złotych, a potrzebne są cztery, czyli prawie że zarobiliśmy ;)) oraz olej. Nie wspominając o szybie kierowcy, która pękła w drobny mak w trakcie zmiany obicia drzwi, bo jednak poprzednie za bardzo kłuły w oczy swoją niebieskością rodem z warsztatu samochodowego i postanowiliśmy je zmienić. Cóż… wypadek przy pracy. Ale to akurat było w sumie 110 PLN z montażem więc grosze. Podsumowując, koszt kampera, rejestracji, wyżej wspomnianych napraw, przeglądu sprzętu (kominiarz i hydraulik), podstawowego wyposażenia jak butla gazowa, czujnik czadu, zasłonki, naczynia czy sztućce to 40 700 złotych, z czego wyposażenie to jedynie niewielka część, bo około 1 300 złotych. To jest kwota bez ubezpieczenia, bo jeszcze do lipca obowiązuje OC po poprzednim właścicielu. Czy będą kolejne naprawy? Na bank. W końcu kamper to samochód jak każdy inny i wymaga przeglądów oraz napraw. A jego lata nie działają na naszą korzyść. No cóż… Ryzyko zawodowe 🙂 Na pewno też dokupimy jeszcze parę elementów dekoracyjnych czy gadżetów. Ale tę kwotę 40 700 PLN uznajemy za startową. Zdajemy sobie sprawę, że przed pandemią cena byłaby niższa. Ale jakby człowiek wiedział, że będzie pandemia, to by nie tylko kupił kampera, ale i założył firmę produkującą maseczki 😉 Oraz zawczasu kupił dom z ogródkiem 🙂 Zresztą nam zależało na szybkim zamknięciu tematu i niebujaniu się z poszukiwaniami przez cztery miesiące. A to też jest luksus, za który się płaci 😉

Kamperowicz = majsterkowicz

Co jest niezwykle istotne, część rzeczy robimy przy kamperze sami. Nie są to wielkie prace, bo regenerację rozrusznika zostawiliśmy specjalistom 🙂 Ale przy tak leciwym pojeździe, wiele elementów rozpada się przy mocniejszym grzebaniu w nich. Choćby wymiana oświetlenia w środku na energooszczędne: niby proste, a można przy tym wyjść z siebie. I to nie raz. Jeśli więc z każdą pierdołą nie chce się jeździć do specjalisty, a żyłki majsterkowicza brak, to lepiej zainwestować w nowszy model. Zresztą mechanicy wcale za kampery, zwłaszcza stare, jakoś ochoczo brać się nie chcą, a terminy też do krótkich nie należą.

Kamper jak Iphone

Jeszcze słów kilka o częściach. Pomijając fakt, że do naszego rocznika ciężko cokolwiek kupić (po wtryski Maciek jechał 100 km w jedną stronę), to wszystko, co ma w swojej nazwie słowo „kamper” jest 10 razy droższe. Dokładnie tak samo jak Iphone. Przykład? Kabelek do lodówki: cena z nazwą „dla kampera” to 100 zł. Taki sam kabelek, ale nie w dziale „kampery” – złotych 10. Jednym słowem: cenią się.

Czy się opłaca kupić starego, to znaczy vintage kampera?

Nie. I już nie raz przeklinaliśmy pod nosem „po co nam to było”. Rzucanym na wiatr „kurw” w niektóre dni nie ma końca. Ale nikt nie mówił, że będzie lekko. Zresztą nie zawsze to co warto się opłaca. A warto, bo nagroda jest niemała – możliwość wskoczenia do kampera i pojechania w siną dal jest bezcenna. A jak kiedyś jednak stwierdzimy, że to nie dla nas, to przynajmniej nie będziemy musieli się przez całe życie zastanawiać jakby to było mieć kampera 😉

PS. W przypiętych relacjach na naszym Instagramie znajdziecie campertour 🙂 w kupionej przez nas wersji. Bezpośrednio do relacji można przejść tu.

Dodaj komentarz