Jak kupić leki w Japonii – poradnik

Podrózyjący do Japonii Polak, może odetchnąć z ulgą. Podobnie jak w Polsce, podstawowe leki są łatwo dostępne. Wprawdzie nie kupi się ich na stacji benzynowej ani w pierwszym lepszym sklepie, ale w drogerii już jak najbardziej. Mocniejszy towar jest jednak na receptę. A procedura jego zakupu porównywalna do zdobycia Everestu w zimie w klapkach. Czyli misja prawie niewykonalna, ale nadal znajdująca swoich amatorów.

Drogerie

W drogeriach (np. Matsumoto Kiyoshi, Welcia czy KoKuMin) można zakupić podstawowe leki, np. na przeziębienie, biegunkę czy inne nieprzyjemne dolegliwości, które mogą znienacka przytrafić się w podróży. Nie wiem jak z farmaceutykami na zespół niespokojnych nóg albo nieświeży oddech, ale cała reszta jest dostępna. Także hulaj dusza, piekła nie ma. Zwłaszcza, że wszystkie pyszności leżą elegancko porozkładane na półkach, nie trzeba więc próbować dogadać się z ekspedientką. Szczególnie, że w większości przypadków, jest to misja skazana na niepowodzenie. W drogeriach i aptekach panuje bowiem ta sama zasada, co wszędzie indziej, czyli no English.

Tak czy owak typowy Polak – hipochondryk może dowolnie dobrać sobie zestaw leków (a wiadomo, że zna się na tym, jak mało kto), żeby jak najszybciej ulżyć sobie w cierpieniach. Niestety, istnieje ryzyko rozczarowania dostępnymi dawkami. Albowiem Japończycy operują bardzo skromnymi liczbami w tym zakresie. Dla porównania, rodzimy lek przeciwbólowy zawiera 200 mg ibuprofenu, japoński odpowiednik natomiast 60 mg. Czyli, żeby coś poczuć, trzeba łyknąć solidną garść piguł. Ale umówmy się, żaden to problem dla Polaka, który łyka czterdzieści suplementów dziennie. Jedyny szkopuł to etykiety w języku japońskim, ale wiadomo, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

Apteki

Konkretniejszy towar można dostać jedynie na receptę. Nie to, że szybko pomaga, ale przynajmniej daje taką nadzieję. O ile będzie się wystarczająco cierpliwym. Po wizycie u lekarza, z której niewiele zazwyczaj się rozumie, otrzymuje się receptę, z którą należy zameldować się w aptece. Czyli myśli sobie człowiek, że 5 minut w kolejce i pozamiatane. Owszem, ten entuzjazm byłby na miejscu, gdyby nie Japonia. Nikomu nie życzę, zwłaszcza podczas wakacji, wizyty u lekarza i w aptece. Ale jeśli już się przydarzy takie badziewie, warto wiedzieć jak się prawidłowo zachować. Bo proces zakupu leków w Japonii do oczywistych nie należy.

1. Po otrzymaniu recepty, farmaceucie nawet przez myśl nie przechodzi, żeby dać pacjentowi leki. Najpierw, należy wypełnić formularz z danymi osobowymi i listą chorób. Nie tylko swoją. Często, całej rodziny. Nawet stryja niewidzianego od Pierwszej Komunii Świętej. Formularz jest po angielsku. Ale cóż z tego. I tak trzeba sprawdzić większość chorób w słowniku. Nikt się nie spodziewał w trakcie ich nauki, że kiedykolwiek i tak szybko będą mu one potrzebne.

2. Po wypełnieniu formularza, przy którym można się nieźle spocić, należy wręczyc go farmaceucie. Po raz kolejny nie przejdzie mu przez myśl, żeby wydać pacjentowi leki. Przecież dopiero siedzi tu 30 minut.

3. Następnie, należy sobie usiąść w poczekalni. Bo w aptekach są poczekalnie. Można się napić wody, czasem nawet zrobią zieloną herbatkę. Można pooglądać telewizję. A w niektórych aptekach nawet dostać tableta, żeby robić z nim nie mam pojęcia co. Ogólnie luz i brak pośpiechu. Czysty relaks. A wynika to z tego, że w Japonii zawód farmaceuty ma się wyśmienicie i w aptece, część leków przygotowywana jest na miejscu. A, że w Kraju Kwitnącej Wiśni niczego nie robi się szybko, to i po leki trzeba odczekać swoje. Nie ma wyjątków.

4. Jak już farmaceuta zawezwie po raz trzeci, bo podczas dwóch ostatnich razów zagubiony gaijin nie wiedział, że chodzi o niego, można, podejść do okienka po odbiór leków. Farmaceuta wyjaśni jak je zażywać (tutaj też się niewiele zrozumie, na szczęście da rozpiskę z dawkowaniem) i w końcu, po opłaceniu zamówienia, po godzinie, można z radością opuścić aptekę.

Uspokajam, że dawki, które zawierają leki na receptę, też nie są szalenie imponujące. Ale jest jednak większa szansa, że cokolwiek pomogą. Z tym, że nie od razu. Porywczość nie jest tu wskazana.

Przyznam również, że jestem pod wrażeniem produkcji leków na miejscu. Zwłaszcza w przypadku dzieci, gdzie szczególnie liczy się wielkość dawki w odniesieniu do masy ciała. Jednym słowem: Japończycy mi zaimponowali. I to nie swoją dziwnością, co jest dla mnie pewną nowością, z którą do tej pory, ciężko mi się odnaleźć.

One Reply to “Jak kupić leki w Japonii – poradnik”

  1. […] z pierwszej ręki. Przeczytajcie o jej mieszkaniowych perypetiach, o tym jak kupuje się w Japonii leki i co trzeba wiedzieć o zamawianiu sushi w lokalu […]

Dodaj komentarz