Jak zadbać o przyszłość dziecka w Japonii

W Japonii, model rodziny jest bardzo tradycyjny: kobieta ogarnia dom i dzieci (a ileż to roboty), a facet utrzymanie domu (medal dla tego Pana!). Kobiety, często po urodzeniu dziecka rezygnują z pracy, na rzecz wychowywania go. Japońskie dzieci szybko zaczynają uczęszczać do różnych placówek i na zajęcia sportowe, a matki ogarniają logistycznie tę rzeczywistość. A nie jest ona do ogarnięcia łatwa, bo poprzeczka podniesiona jest wysoko.

A kiedy i na co to, proszem paniom?

W dobrym tonie jest zapisać dziecko, najpóźniej do 1 roku życia, na zajęcia sportowe. Najlepiej dwa. Trzy byłyby idealne, ale czas nie jest z gumy. Oferta jest szeroka, zaczynając od banalnych zajęć jak basen czy piłka nożna, a kończąc na bardziej prestiżowej akrobatyce.

My, oczywiście, nie chcemy być gorsi i dziecko chodzi na wszystkie możliwe zajęcia. Ok, nie na wszystkie, a tylko dwa, ale wszystkie możliwe brzmi lepiej. Zapisaliśmy syna, oczywiście, a jakżeby inaczej, na ten banalny basen i jeszcze bardziej banalną piłkę nożną, niszcząc tym samym akrobatyczną przyszłość naszego dziecka w Cirque du Soleil.

A za ile to, proszem paniom?

Zajęcia są prywatne i do najtańszych nie należą. Oprócz co miesięcznej opłaty, do uiszczenia jest także wpisowe – wcale nie małe. Ale jeszcze żyjemy nadzieją, że wychowujemy kolejnego Phelpsa albo Ronaldo (żadnej presji, oczywiście) i wierzymy, że ta inwestycja kiedyś się zwróci. Z nawiązką, rzecz jasna.

A w czym to, proszem paniom?

W ramach wpisowego, dziecko dostaje tematyczne akcesoria. W przypadku basenu były to rękawki do pływania, w przypadku zajęć piłkarskich – piłka (mało kreatywnie). Wprawdzie za tę cenę liczyliśmy na otrzymanie basenu i boiska, ale ewidentnie coś poszło nie tak.

Dodatkowo, dziecko dostaje też strój sportowy. Taki sam, jak pozostałe bąbelki, oczywiście. Od początku bowiem, należy podkreślać, że wszyscy są takimi samymi trybikami w maszynie. Nie ma co ryzykować, bo w przyszłości mogą być z takiego zaniechania tylko problemy.

Strój jest albo na regularne zajęcia albo, jak się ostatnio dowiedziałam, na wyjątkowe okazje. Kiedy zaproponowałam, żeby chłopaki na trening wzięli, ciuchy, które syn dostał w ramach wpisowego na piłkę, mąż z wyrzutem połączonym z przerażeniem typowym dla obcokrajowaca obawiającego się, że naruszy japońskie normy, powiedział, że przecież strój jest na turniej. Jaki turniej, spytałam (oczywiście bez niecenzuralnego przerwynika podkreślającego absurd jego odpowiedzi, gdyż przy dziecku nie przeklinam), on ma przecież 2 lata, dodałam (syn, nie strój).

Skarpety – kocham!

Zaczęłam się zastanawiać czy aby tego stroju, który bąbelek dostał na basen, nie trzeba było zachować na Olimpiadę w 2032 r. na prestiżową konkurencję pływania synchronicznego, ale szybko przypomniałam sobie, że wszystkie dzieci zakładają te stroje na regularne zajęcia. Odetchnęłam z ulgą. A już była chwila grozy, że znowu wyszliśmy na zachodnich ignorantów, z których matki ze szkółki robią sobie podśmiechujki z mężem przy kolacji. Potem znowu, już drugi raz tego wieczoru, odetchnęłam z ulgą, bo sobie przypomniałam, że przecież faceci w Japonii pracują do nocy i nie jedzą kolacji z rodziną.

A po jakiemu to, proszem paniom?

Zajęcia, przynajmniej te nasze, odbywają się po japońsku. Przypomnę, że jest to język, którego nie znamy. Na anglojęzyczną ofertę jakoś nie natrafiliśmy. Ale żeby nie było, wiemy, że jest. My po prostu, jak często podkreślam, lubimy wyzwania. Tudzież jesteśmy głupi. Jak zwał. tak zwał. Zresztą, od gadania na zajęciach sportowych jeszcze nikt nie zdobył złotego medalu na Igrzyskach Olimpijskich (żadnej presji, oczywiście).

A czy warto, proszem paniom?

No wiadomo, że nie warto, bo dziecko i tak nic nie będzie pamiętać. Z tego samego powodu nie warto dziecka zabierać na wakacje, do knajpy i na wesele do koleżanki. Nie warto mu też dawać do jedzenia nic innego oprócz ziemniaków i chleba, bo innych smaków też nie będzie pamiętać. Ale przecież to nie Harry Potter i nie zamknie się szkodnika w piwnicy na parę lat. Trzeba zatem mu zagospodarować jakoś ten czas. A że trochę to kosztuje…No cóż… Długofalowe projekty wymagają inwestycji. W końcu kiedyś będzie najlepszym sportowcem na świecie (żadnej presji, oczywiście).

5 Replies to “Jak zadbać o przyszłość dziecka w Japonii”

  1. Uwielbiam te wpisy 😉 sa w punkt. Bylam w Japonii tego lata zakochalam sie 🙂

    1. Dziękuję. Miód na moje serce 🙂

  2. […] Japonii o przyszłość dzieci dba się od pierwszych chwil życia. I nie mówimy tu o zdrowiu, a karierze szkolnej i zawodowej. I z jednej strony jest to trochę […]

  3. Uwielbiam Twoje poczucie humoru 😀

    1. Dziękuję 🙂

Dodaj komentarz