Japonia made in China

Produkty made in China popularne są w Japonii już od zarania dziejów. I nie chodzi tylko o ubrania, sprzęt elektroniczny czy kosmetyki, a o wiele istotniejsze elementy życia codziennego. Żeby się o tym przekonać, nie trzeba kończyć japonistyki (to lepiej zostawić twardzielom). Wystarczy w Kraju Kwitnącej Wiśni chwilę pobyć. I nagle okazuje się, że Japończycy są mistrzami kopiowania. A zaraz potem przemilczania całej sprawy. Całkiem sprytna taktyka. I bardzo udana, bo zwykły śmiertelnik taki choćby ramen kojarzy tylko z Japonią, a ten wcale nie pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. A podobnych grzeszków można znaleźć o wiele więcej.

Tajemnicą Poliszynela jest, że Japończycy nie lubią Chińczyków. Nikt się do tego oficjalnie nie przyzna, ale to, że Chińczycy są głośni, nie dbają o higienę, jedzą dziwne rzeczy i mają nienajlepszy gust usłyszeć można z ust Japończyka dość często. I owszem, nie ma co mydlić oczu, nie wszyscy Chińczycy mogą poszczycić się dobrym wyczuciem stylu, bo jednak moda na ortalionowe dresy i trwałe już dawno za nami. Ale w innych narodach też nie każdy nadaje się na redaktora naczelnego lokalnego wydania magazynu Vogue. Poza tym, Chińczycy rzeczywiście zachowują się dość głośno i są nieokrzesani, ale na Boga! Przy Japończykach mało kto nie wychodzi na dzikusa. Przy całej tej chińskiej nagonce, Japończycy zapominają, że spora część ich kultury pochodzi właśnie z Chin, czy tego chcą czy nie. Chociaż zapewne raczej wybraliby tę drugą opcję. Zapewne można na ten temat przeczytać niejeden naukowy wywód, ale chińsko – japońskie konotacje da radę odnaleźć każdy odwiedzający Kraj Kwitnącej Wiśni. Nawet my.

Alfabet

Kanji, co jest powszechnie wiadome, wywodzi się z Chin. Do Japonii przyczłapało się w piątym wieku. I zostało na zawsze. Oczywiście, w mocno zmienionej formie. Bo w momencie kiedy Japończycy zaczęli używać kanji, nie mieli żadnego sposobu zapisywania własnego języka. Pożyczyli sobie więc chińskie znaki, ale trochę je adaptowali do własnych warunków. Ponoć istnienie dwóch sposobów zapisu i wymowy tych samych słów mocno komplikuje naukę kanji. Ale co my tam możemy o tym wiedzieć. Jednak nie tylko chińskie znaki Japończycy mają za uszami, bo dwa sylabariusze używane w języku japońskim: hiragana i katakana, powstałe w IX wieku, wcale nie są tak japońskie, jak mogłoby się to wydawać. Również bazują na chińskich znakach kanji. Są po prostu mniej lub bardziej zmodyfikowane. Tyle więc jeśli chodzi o japońskość alfabetu.

Kuchnia

Japończycy mogą poszczycić się wyśmienitą kuchnią. Kto w Japonii był, ten wie. Kto jeszcze okazji nie miał, niech lepiej szybko postara się naprawić ten kardynalny błąd, bo kuchnia to niewątpliwie jedna z mocnych stron japońskiej kultury. Szkoda tylko, że nie wszystkie kojarzone z Krajem Kwitnącej Wiśni dania pochodzą właśnie z niego. Choćby znany na całym świecie ramen, wcale oryginalnie japoński nie jest. Wywodzi się bowiem z Chin i choć jego historia jest dość skomplikowana, uważa się, że do Japonii przywędrował między XVII a XX wiekiem. Po czym szybko stał się narodowym daniem. Podobnie sytuacja ma się z makaronem soba i udon. Czyli nie jest dobrze. Historia pierożków gyoza, a właściwie jiaozi, bo tak naprawdę nazywa się ten specjał, jest całkiem analogiczna. Ale nie ma się co czepiać, w końcu nikt nie jest idealny. Z sushi, chlubą japońskiej kuchni, sprawa też wcale nie jest taka klarowna, bo pierwsze wzmianki na jego temat pochodzą z Azji Południowo-Wschodniej, m. in. południowej części Chin. Ale już dajmy spokój biednym Japończykom. Niech mają coś swojego. Zresztą to właśnie oni spopularyzowali sushi. I tylko to się obecnie liczy. Oczywiście, nie cała japońska kuchnia skopiowana jest od Chińczyków. Takie choćby okonomiyaki to danie stuprocentowo japońskie. A przynajmniej nie można znaleźć zapisków o ich zagranicznym pochodzeniu, co akurat należy uznać za spory sukces.

Religia

W Japonii zasadniczo występują dwie religie: shintoizm i buddyzm. Ten pierwszy wyznaje 70% Japończyków i powstał jako odpowiedź na obecny od VI wieku buddyzm, który pochodzi, a jakżeby inaczej, z Chin. Co ciekawe, 69% Japończyków deklaruje również wiarę w ten system wierzeń i praktyk. Łatwo więc obliczyć, że spora część mieszańców Kraju Kwitnącej Wiśni bazuje na obu religiach. W zależności od potrzeb. I to dosłownie, bo w shintoizmie obchodzone są radosne momenty, jak choćby chrzest czy ślub, a buddyzm zajmuje się smutniejszymi wydarzeniami, na przykład pogrzebami. Nie bez pardonu mówi się więc, że Japończyk rodzi się shintoistą, a umiera buddystą. Tak czy inaczej, Chiny górą. Nawet w temacie religii. Ale uspokajam wszystkich miłośników torii – te są jak najbardziej japońskie. Uff.

Toalety

Na koniec wisienka na torcie. Albo raczej gwóźdź do trumny – washlety, czyli japońskie toalety. Miłość wielu, w tym nasza. Kto washletu spróbował raz, tego życie zmienia się o 180 stopni. Bezpowrotnie. Wielu do Japonii chce wrócić właśnie z tego powodu. I wcale nie zaliczmy się do tej grupy, ale tylko dlatego, że nasz washlet już do nas płynie. Wkrótce wreszcie cała rodzina będzie w komplecie. Szkopuł jednak w tym, że washlety wcale nie zostały wymyślone w Japonii. Ani w Chinach – tyle wygrać. Ten genialny wynalazek pojawił się po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych w latach 60-tych. Ale koncepcja w ogóle się w Ameryce nie przyjęła (pewnie żałują po dziś dzień). Japończycy zakupili więc licencję i w latach 80-tych wprowadzili to cudo na rodzimy rynek. Od tej pory, washlet gości w prawie każdym japońskim domu, i pewnie nawet nikt nie podejrzewa, że jest to amerykański, farbowany lis.

Jak więc widać, Japończycy zrzynają nie tylko od Chińczyków. Papugowanie innych narodów też idzie im całkiem nieźle. A oprócz washletów, przykłady tej wcale nierzadkiej praktyki można mnożyć. I tak, yakiniku – restauracje, w których klient grilluje różne smakołyki, z naciskiem na wołowinę, na ruszcie wbudowanym w stół, to wymysł koreański. Ale jak już wiadomo, nie tylko jedzeniu się oberwało. Kopie zagranicznych zabytków też cieszą się niezłym popytem w Japonii. W samym Tokio można podziwiać Tokyo Tower – nic innego jak paryską wieżę Eiffela, lokalną wersję nowojorskiej Statuy Wolności w dzielnicy Odaiba czy Pencil Tower (NTT Docomo Yoyogi) czyli nowojorski Empire State Building. I żaden to problem, że nie wkomponowują się w tokijski krajobraz. Mało który budynek dostępuje tego zaszczytu.

Można pokusić się o stwierdzenie, że Chiny to obecnie Japonia kilkadziesiąt lat temu, kiedy to z powodzeniem kopiowała od bliższych i dalszych sąsiadów wszystko jak leci. Co zresztą Japończykom wychodziło świetnie, a efekty tych przemyślanych działań widać do dziś. Ale nie ma się co obrażać i wytykać palcami. Każdy naród ma coś za uszami (Polacy na pewno też), a teraz przynajmniej jest cała masa powodów do odwiedzenia Japonii. A właściwie czego nam więcej potrzeba?

4 Replies to “Japonia made in China”

  1. Ale zaskoczenie! Zwłaszcza te washlety, w życiu bym nie wpadła, że to spoza Japonii!

    1. Taaak! Też nas to zaskoczyło 🤯🤯

  2. Wotan, przypadkowo odkrylem wasz Blog, oczywiscie pokrętna droga, przez Instagram. Jako ze moja druga połowa pochodzi z „ kraju kwitnącego jena” z ciekawością przeczytałem Wasze doświadczenia. Zastanowiło mnie zdanie: nasz washlet już do nas płynie. Brzmi groźnie drogo i niekompatybilnie ? Odkąd Japończycy wykupili niemieckie fabryki sanitarne, Grohe i Vileroy & Boch, washlety w przystępnych cenach i kompatybilne z europejskim prądem są wielka ulga dla miłośników. Geberit zreszta tez ma ta opcje ( droższa) Można nawet taniej kupić to za zachodnia granica i albo przywieźć albo przesłać ( mygermany) Nasze dwie toalety zostały wyposażone ta droga, nie chwaląc się sam zamontowałem, ku wielkiej uciesze lepszej z pup;) no i dzieci tez 🙂
    Pozdrawiam serdecznie
    Tomek

    1. Miło nam, że do nas dotarłeś. Droga się nie liczy 😉 Masz rację tak brzmi 😉Ale model, który wybraliśmy wydawał nam się dość drogi w Europie, więc postanowiliśmy sprowadzić. Może trochę też z sentymentu 😉A patent na montaż też już jest więc powinno być ok. A żonie się nie dziwimy: 2 lata zmienia toaletowy światopogląd, to co dopiero całe życie 😉 Pozdrawiamy!

Dodaj komentarz