Dlaczego w Japonii każdemu może przydarzyć się chodzenie nago czyli rzecz o onsenie

Zapewne każdy słyszał o obowiązku zdejmowania butów w japońskich mieszkaniach, knajpach albo muzeach. Wprawdzie mniej powszechne, ale jednak konieczne w miejscach publicznych, jest również ściąganie ubrań. Właściwie nakaz nagości ma rację bytu w jednym miejscu (oczywiście, przy założeniu standardowego trybu zwiedzania), a mianowicie w onsenie. Jak na kraj, w którym to wielki nietakt całować się na ulicy, a w czterdziestostopniowy upał ciężko dojrzeć roznegliżowaną Japonkę, zasady obowiązujące w onsenie mogą być nieco zaskakujące. Ale nie takich absurdalnych kontrastów już doświadczało się w tym kraju. Lepiej skupić się więc na tym, co jeszcze warto wiedzieć przed wizytą w onsenie, żeby zminimalizować własną ignorancję i udawać, że to nie pierwszy raz. I że tak właściwie to jest się człowiekiem w onsenie urodzonym, a tydzień bez wizyty w gorących źródłach jest tygodniem straconym.

Ale o co chodzi, czyli kilka słów wyjaśnienia

Zanim przejdziemy do obowiązujących w onsenie zasad, a jest ich kilka (co nie powinno już chyba nikogo dziwić), warto w ogóle wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Głównie po to, żeby przez przypadek, onsenowych reguł nie stosować w innym akwenie wodnym. Mogłoby się to bowiem źle skończyć. Jeszcze nie wiem dla kogo.

A zatem, onsen, to jedna z najbardziej popularnych japońskich form spędzania czasu wolnego. Chyba nie do końca zrozumiana i doceniania przez obcokrajowców, w tym nas samych. A szkoda, bo niesamowicie relaksująca. Bazujące na geotermii onseny to gorące źródła, których Japonia, dzięki aktywnym wulkanom, ma ponoć 30 000. Zgodnie z prawem, aby obiekt mógł zostać sklasyfikowany jako onsen, musi mieć co najmniej 25 stopni Celsjusza przy wypływie z ziemi lub posiadać minimum 1 z 19 aktywnych składników mineralnych, które gorące źródła zawierają (słowo „lub” powoduje, że niektóre łaźnie mogą być onsenami, mimo że same podgrzewają wodę gruntową).

Onseny mogą znajdować w środku budynku, tzw, notenburo albo na zewnątrz, tzw. rotenburo.

W Japonii znajduje się ponad 3 000 ośrodków, w których można zrelaksować się w onsenie. Z racji swojej specyfiki, rzecz jasna, większość z nich umiejscowionych jest na prowincji (żeby nie było, w mniej aktywnych wulkanicznie rejonach również są spotykane dzięki stosowaniu odwiertów). A niektóre z nich mają niesamowite położenie. Bo jak inaczej określić miejsce, w którym mocząc się w gorącej wodzie, można podziwiać ośnieżone Fuji?

W miastach, można również wybrać się do sento, których koncepcja jest podobna. Z tą różnicą, że sento są łaźniami publicznymi, w których kąpieli zażywa się w zwykłej podgrzewanej „kranówie”. W obydwu przybytkach panują jednak te same reguły, do których trzeba się dostosować. Wierzcie mi, nie ma nic gorszego niż łamiący zasady nagi gaijin.

Hola, hola, Pan się przemyje

Przed wejściem do onsenu należy się umyć. I lekkie przepłukanie tu i ówdzie nie wystarczy. Trzeba iść w szorowanie jak przed Pierwszą Komunią Świętą. Zazwyczaj, wszystkie kosmetyki są dostępne na miejscu, i co ciekawe, dobrej jakości. Na próżno szukać butelki z napisem w stylu „TIP: tanie i dobre”. Szorowanie mydłem odbywa się na siedząco, na specjalnie dedykowanym temu zajęciu stołeczku (nie rozumiem skąd to zdziwienie). Do płukania zaś, używa się małego, poręcznego wiaderka. Spokojnie, wszystko jest na wyposażeniu. Nie trzeba tachać ze sobą ani stołeczka ani tym bardziej wiaderka.

Hola, hola, zdejm Pan te galoty

Nieważne czy mamy obcisłe, srogo wycięte, złote kąpielówki z najnowszej kolekcji Armani, luzackie bermudy w palmy z wyprzedaży na Aliexpress czy fikuśne bikini z lumpeksu. W onsenie obowiązuje taki sam strój, a właściwie jego brak, dla wszystkich. Żeby było jasne: w onsenie chodzi się nago. Dla obcokrajowców może być to nieco krępujące, ale dla Japończyków, nagość w onsenie jest niesamowicie naturalna. Myślę, że niczym nie różni się od ściągnięcia butów w mieszkaniu.

W związku z ową nagością, każdy onsen składa się z części damskiej (często oznaczonej kolorem czerwonym lub różowym) i męskiej (często oznaczonej kolorem niebieskim lub zielonym), a kąpieli zażywa się osobno. Co, w przypadku, większego, mieszanego grona, trudno uznać za plus.

Tutaj zaserwuję Wam ciekawostkę rodem z Bravo. Ewentualnie Cosmo. Otóż, onsen, jak każde miejsce w Japonii, uczy czegoś nowego o kulturze tego kraju. Można dowiedzieć się zatem, że Japonki nie przepadają za depilacją. Żadnej części ciała. Jak kiedyś dowiedziałam się od jednej z nich (nie, że zagaiłam obcą kobietę w onsenie, rozmawiałam o tym ze znajomą) ponoć wydepilowana w okolicach bikini kobieta „należy” do członka yakuzy (japońskiej mafii) i właśnie po tym można ją rozpoznać. Wiadomo wówczas, że nie można jej tknąć. Jak na moje oko, w razie ewentualnych zalotów, trochę za późno wychodzi na jaw ta rewelacja, no ale co mafia, to obyczaj.

Hola, gola, gdzie z tym ręcznikiem

W onsenie ręczników dostaje się dwa: mały oraz duży. Przy czym ten drugi należy zostawić w szatni, a mały można zabrać ze sobą do wody. Podczas kąpieli, ręcznik można położyć sobie na głowie dla ochłody (nie można go jednak moczyć w gorących źródłach!) Aczkolwiek z doświadczenia wiem, że jak 40 stopni (średnia temperatura wody w onsenie) pali Cię w dupsko, to mały, wilgotny ręczniczek na głowie niewiele zmieni. Ale wygląda to profesjonalnie i przynajmniej można uchodzić za znawcę tematu oraz stałego bywalca onsenu. Mały ręcznik jest wielofunkcyjny (niby zwykły ręcznik, a tyle zastosowań – magia). I co wstydliwsi onsenowi kuracjusze używają go do zakrycia części intymnych podczas przechadzania się po obiekcie.

Hola, hola, zwiąże Pani te szczecinę

W wodzie właściwie nie można moczyć niczego innego oprócz ciała. Aż dziw, że można do niej w ogóle wejść… Nawet głowy nie powinno się zanurzać, nawet jeśli, ku własnemu smutkowi, włosów nie było na niej od 98 roku. Posiadacze dłuższych czupryn powinni mieć je zawsze związane. Bez dyskusji.

Hola, hola, zdejm Pan te klapki

Kubota czy Abibas, klapki zostają w domu. Po onsenie chodzi się boso. Niczym rusałka po porannej rosie. Japońskiej. O butach nawet nie wspominam, bo te trzeba było zostawić już dawno, zaraz po przekroczeniu progu budynku onsenu. Ale o tym wszyscy wiedzą, prawda?

Hola, hola gdzie mie z tym malunkiem

W Japonii fani tatuaży łatwo nie mają. Te bowiem kojarzone są z yakuzą. A nikt yakuzy w onsenach gościć nie chce. Nieważne, że obcokrajowiec nie ma pojęcia co to yakuza, a tym bardziej, nigdy do głowy nie przyszłoby mu do niej wstąpić, zapisać czy jak tam można się stać członkiem mafii. To nieważne. Do onsenu z tatuażem wejść trudno (chociaż próbować zawsze można). A będąc nago, tak, jakby nie da się go ukryć. Zresztą, podobnie jest na basenie i w wodnych parkach rozrywki. Mimo, że tam tatuaż dałoby się zakamuflować, jako, że dość naturalną sprawą dla Japończyków jest kąpanie się w ubraniach: leginsach czy bluzach (owszem, przeznaczonym do wody, ale jednak). Nikt jednak nie śmiałby tego zrobić.

Hola, hola, Pan zostawi te małpkę w szatni

Chluśnięcie butelki sake dla kurażu przed wejściem do onsenu nie jest najlepszym rozwiązaniem. Wparowanie tam na rauszu też nie. I nie dlatego, że oddech będzie nieświeży, a pęcherz pełny. Bardziej chodzi o ewentualny, nieciekawy efekt połączenia alkoholu i gorącej wody. Chyba, że ktoś lubi życie na japońskiej krawędzi.

Hola, hola, Pan będzie ciszej i się nie gapi

W Japonii cisza jest na wagę złota, a każdy przejaw hałasu traktowany jest z najwyższą uwagą. Oczywiście, jak coś, czym należy się szybko zająć, zniwelować, stłamsić albo zniszczyć. Podobnie jest też w onsenie. Co by nie zakłócać relaksu innym onsenowiczom, należy zachować względną ciszę. Można przemyśleć sobie wówczas to i owo. Byle nie za głośno. I ze wzrokiem wbitym w wodę. Bo gapienie się na innych kuracjuszy w onsenie również jest nieeleganckie.

Hola, hola, gdzie Pan mie z tom żabkom

Pływanie, skakanie do wody i wszelkiego rodzaju wodne akrobacje, nawet w wykonaniu tajwańskiej drużyny pływania synchronicznego są w onsenach niedozwolone.

Hola, hola, Pan nie chowa Bąbelka do szafki na buty

Dzieci, oczywiście, są mile widziane w onsenach. Bąbelki, tak mniej więcej, do 7 roku życia, mogą wchodzić do onsenu z którymkolwiek z rodziców. Ważne, żeby były odpieluchowane tudzież umiały kontrolować oddawanie moczu. A wiadomo, że roczniak, spokojnie już to potrafi. Ba! Na roczniaka to już ostatni dzwonek jest. Starsze dzieci powinny towarzyszyć rodzicowi tej samej płci.

Hola, hola, Pan przepuści te Paniom

Na szczęście jest ratunek dla tych, którzy koniecznie chcą spróbować onsenu, ale obowiązkowo w mieszanym towarzystwie. Istnieją dwa rozwiązania: wynajęcie pokoju z małym, prywatnym onsenem w ryokanie, czyli tradycyjnym, japońskim pensjonacie (często nadal w grę wchodzi jedynie kąpiel nago). Albo wycieczka do koedukacyjnego onsenu, tzw. konyoku onsen. Bo owszem, takie też istnieją. Jest ich mało, ale są. Często też, po prostu, w tradycyjnym onsenie wyznaczona jest część mieszana. Uspokajam narastające rozemocjonowanie: w takich koedukacyjnych onsenach często należy przywdziać kostium kąpielowy. Chociaż istnieją i takie, gdzie są one zakazane, a kobiety, przechodząc z przebieralni do wody, okrywają intymne części ciała małym ręcznikiem. Uwaga, jest tu nutka szaleństwa, gdyż w takim przypadku, można go zmoczyć. Panowie podczas przechadzki do wody nie zakrywają się wcale. Chyba, że bardzo chcą.

Wprawdzie onsen bez 100% nagości, w kostiumach albo z okrywaniem się ręcznikami to amatorszczyzna na poziomie mocno żenującym, ale liczy się doświadczenie. Żeby nie było, my byliśmy w onsenie z cześcią rodzieloną na płci oraz koedukacyjną, takie 2 w 1 (moczyliśmy się w tej drugiej) i spełnił nasze niewygórowane oczekiwania.

Ceny

Ceny wizyty w onsenie nie są wygórowane i nie zrujnują wyjazdowego budżetu. Wszystko zależy od wybranej opcji: typu i lokalizacji, ale spokojnie można znaleźć miejscówkę z cenami od około 800 Jenów, czyli jakieś 30 PLN za cały dzień. Często w onsenach są też restauracje i można się posilić po wykańczającym relaksie w gorącej wodzie.

Onsen jest prawie tak samo na wskroś japońską rozrywką jak paczinko. Szkoda byłoby jej nie doświadczyć podczas wizyty w Japonii. Przynajmniej raz. Nawet jeśli do końca nie pojmuje się jej idei. Zresztą doświadczanie czegoś, czego się nie rozumie, jest w Japonii standardem. Zaczęłabym się martwić, jeśli podczas kilkunastodniowej podróży nic by człowieka nie zdziwiło. A co bardziej niepokojące, wszystko by rozumiał.

*Powyższy zestaw reguł jest ogólny i może mieć pewne odstępstwa w zależności od onsenu. Warto zatem w odwiedzanym przybytku zerknąć na zestaw tamtejszych zasad. Tak na wszelki wypadek.

Dodaj komentarz