Japońskie sieciówki, do których warto się wybrać

Kiedyś należałam do grupy osób, które z każdego wyjazdu musiały przywieźć sobie jakąś pamiątkę. Nieważne czy to magnes, ubranie, kosmetyk czy inną, zupełnie niepotrzebną pierdołę. Potem dorosłam i zrozumiałam, że jedzenie i alkohol to jednak najlepszy souvenir, który nie zagraci mieszkania, a już na pewno nie będzie leżał w kącie przez długie lata. I generalnie tak mi zostało, ale jednak jeszcze czasem, niesiona wakacyjnymi postanowieniami, że po powrocie do domu wszystko się zmieni, a na salony wkroczy nowa ja, zdarza mi się coś kupić. Wolę jednak udawać, że umiem się kontrolować i wymazuję te epizody z pamięci. Jeśli jesteście z drugiego obozu, czyli zawsze coś choćby magnes na lodówkę (mimo, że już od dawna nie ma na niej miejsca), to ten tekst jest dla Was. Jeśli jesteście z tego, co ja, to też przeczytajcie. Ale wiadomo, że wtedy to już dla koleżanki.

Uniqlo

W Uniqlo można idealnie rozeznać się w kwestiach panującej obecnie mody w Japonii. Chyba najbardziej znana japońska sieciówka, to odzwierciedlenie ulic Kraju Kwitnącej Wiśni.

Spoko jakość, przystępne ceny, fajny, japoński design. To ostatnie trzeba mieć na uwadze, bo nie wszystkim japoński styl podejdzie. Kolory są raczej stonowane (chociaż i tak jest bardziej wariacko niż w Muji (obecnym w Polsce), gdzie paleta kolorów ogranicza się do mniej niż kilku), brak szalenie wzorzystych ciuchów, krótkich spódnic, spodenek (w wersji damskiej) czy wydekoltowanych bluzek. Jednym słowem – zupełnie inaczej niż w zagranicznych sieciówkach.

Kultowym produktem z Uniqlo jest bielizna termiczna – heattech. Mimo, że ta nazwa odnosi się do całej linii ciepłych ubrań w Uniqlo, to właśnie heattech potocznie używane jest jako określenie bielizny termicznej, którą nosi się na co dzień. Kiedy w zeszłym roku zaczęło robić się zimno, nikt nie zapytał mnie o zimową kurtkę, czapkę albo rękawiczki, ale o heattech z Uniqlo chyba każdy. Odnoszę wrażenie, że wstyd go nie mieć. A raczej ich. Bo przeciętny Japończyk na jednym nie poprzestaje. A wybór jest ogromny: różne długości rękawa, kolory (w tym cielisty, pod białą koszulę do pracy, wiadomo), rodzaje dekoltu.

Flagowy sklep Uniqlo znajduje się w Ginzie w Tokio. Ma 12 pięter więc można w nim zaginąć na długie godziny. Been there, done that.

GU

GU należy do tej samej grupy, co Uniqlo, ale to taka trochę jego biedniejsza, a raczej tańsza siostra. Albo brat. Jak kto woli. Nie dyskryminujemy żadnej płci. Moim zdaniem, jakość GU porównywalna jest do poczciwego Primarka, czyli trochę badziewie, ale nadal można znaleźć coś fajnego. No i nadal obracamy się w japońskich klimatach jeśli chodzi o design i kolory.

Warto wiedzieć – sklepy odzieżowe (między innymi po to, żeby nie najeść się wstydu (przynajmniej tu))

1. Wysokim osobom, zwłaszcza kobietom, może być ciężko dopasować rozmiar w japońskich sieciówkach, jako, że Japonki są niskie. Dla facetów wybór jest większy. Ale nadal bez szału. Nie ma się jednak co awanturować, że co to za M-ka z dupy. Należy z godnością przyjąć fakt, że akurat w Japonii w M się nie wciśniemy.

2. Z butami jest podobnie. Często rozmiary damskiego obuwia wyrażane są w literach: XS, S, M, L i LL, przy czym LL to rozmiar 38. Czyli albo idziemy drogą sióstr Kopciuszka albo akceptujemy smutną rzeczywistość. Ja wybrałam drugie rozwiązanie. Chociaż przyszło mi to z trudem. Biorąc pod uwagę nasz wzrost, gdyby nie zagraniczne sieciówki w Japonii, chodzilibyśmy bez butów ze spodniami do pół łydki. Bynajmniej nie z własnego wyboru.

3. Wchodząc do przymierzalni należy zdjąć buty. Bez żadnej dyskusji. Chyba, że chce się zostać uznanym za nieokrzesanego gaijina również podczas niewinnych zakupów.

4. W przymierzalni kobiety często dostają chustkę, która służy do zabezpieczenia przymierzanych ubrań przed zabrudzeniami od makijażu. Warto o tym pamiętać, bo słyszałam, już o różnych pomysłach jej zastosowania przez zaskoczone nie-Japonki.

Matsumoto Kiyoshi

Któż nie słyszał o fantastycznych japońskich kosmetykach, które powodują niemalże efekt operacji plastycznych bez skalpela. Niczym dieta zmieniają rysy twarzy. Gdybym tylko używała ich regularnie, to na pewno zmalowałabym jakąś soczystą recenzję okraszoną zdjęciami przed i po. Ale jak na razie jestem daleko od tego poziomu. Prawdopodobnie za daleko jak na swój już niemłody wiek, ale co zrobić. Za to jestem w stanie doradzić gdzie te wszystkie fantastyczne produkty można kupić, a to już jest coś. A więc będąc w Japonii, wszyscy pędem do drogerii Matsumoto Kiyoshi.

Matsumoto Kiyoshi to taki Rossmann, a więc można w nim również dostać chemię, produkty do pielęgnacji pierwszej potrzeby, również dla dzieci, jak np. pieluchy. Znajdzie się też coś do przekąszenia i przepicia.

Loft

W Lofcie można znaleźć drobne przedmioty z wyposażenia domu, ale też kosmetyki (często niejapońskie), pamiątki typu fikuśne zestawy pałeczek, różnego rodzaju gadżety i mnóstwo pierdół. To sklep z serii tych, które ma wszystko to, czego aktualnie nie potrzebujemy. Ale na złość, każdy produkt chciałoby się kupić. Zdecydowanie do omijania przez osoby bez silnej woli i bez bagażu rejestrowanego. Chociaż walizkę też można tu nabyć. Myślę jednak, że z racji dużego asortymentu z zagranicznymi markami może być bardziej niebezpieczny dla gaijinów, którym tęskno do rodzimych marek, czyli nie szukając daleko, np. dla mnie.

Daiso

Daiso to zło w najczystszej postaci. Głównie dlatego, że większość produktów kosztuje zaledwie 100 jenów (bez podatku), czyli około 3,70 PLN. Kończyć to może się tylko w jeden sposób: w sumie tego nie potrzebuję, ale to tylko 100 jenów więc żal nie wziąć. Na szczęście dla mieszkańca Japonii, ten syndrom po jakimś czasie mija, ale co się w Daiso zakupiło, to nasze. W Japonii często można spotkać sklepy z produktami za 100 jenów, ale Daiso zdecydowanie wiedzie prym w tej kwestii.

Przyznam, że można w nim zaginąć na długie godziny, a fakt, że wszystko jest tak tanie, nie ułatwia sprawy. Na większości produktów nie ma cen. Oznacza to wówczas, że kosztują one 100 jenów. Wielka naklejka z czerwona ceną pojawia się dopiero wtedy, kiedy wynosi ona więcej niż powyższa kwota. Nie ma zatem co nerwowo szukać ceny, nie dowierzając, że dana rzecz może kosztować tylko 100 jenów. Asortyment Daiso jest ogromny: rzeczy do domu, do ogrodu, naczynia, akcesoria, japońskie pamiątki, artykuły kreatywne, papiernicze, DYI, do ćwiczeń, chemia, kosmetyki, jedzenie. Wymieniać można bez końca.

Dla turysty największym zagrożeniem są japońskie pamiątki, typu długopisy z zawodnkiem sumo, pałeczki czy breloczki np. w kształcie onigiri. Bo w końcu wszystko jest takie tanie i takie kawai. Chyba, że trzeba coś z Japonii przywieźć dla współpracowników, do których zalicza się również Pan Kanapka i Pani z pobliskiego kiosku. Wówczas, Daiso jest wybawieniem.

Don Quijote

Don Quijote aka DONKI to takie Daiso na bogato: czyli wszystkiego jest więcej, a ceny bardziej różnorodne, chociaż nadal atrakcyjne. Oznacza to mniej więcej tyle, że oprócz pałeczek można kupić też kimono, a oprócz przekąski na szybko, kilogram mięsa. Mocną stroną Don Quijote są godziny otwarcia, niektóre sklepy nawet 24h na dobę. Czyli np. imprezując na Roppongi, można o 3 rano, zmieniając klub z jednego na drugi, kupić proszek do prania albo brokuła. Bo czemu by nie.

Żeby robić zakupy w DONKI trzeba mieć stalowe nerwy: sklepy mają kilka pięter (asortyment wystawiony jest już na parkingu!) i zmęczyć można się już na pierwszym, przy erotycznych kostiumach w japońskim stylu i gumowych zabawkach. A gdzie jeszcze do doniczek, rowerów i suszarki na pranie. Nie wspominając o souvenirach! Warto być czujnym, bo DONKI to sklep z serii: przyszłam po mąkę, wychodzę z telewizorem.

Apple

Tak, zdaję sobie sprawę, że Apple nie jest japoński, ale warto wiedzieć, że w Japonii, dla turysty, ceny produktów tej marki są najtańsze na świecie. Nawet tańsze niż w Stanach, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Wynika to z dostępności opcji tax free (na miejscu, od razu, bez zbędnej papierologii, przynajmniej we flagowym sklepie w Ginzie) więc na niemalże każdym sprzęcie można oszczędzić kilkaset złotych (przy najwyższych modelach telefonów nawet ponad 1000 PLN). Dla miłośników tej marki to na pewno łakomy kąsek.

Od razu studzę emocje i odradzam ewentualny pomysł zakupu kilku rzeczy na mały, nieszkodliwy handelek, gdyż może to zakończyć się zapłatą cła i podatku na lotnisku docelowym. Jest to, najzwyczajniej w świecie, nielegalne.

Warto wiedzieć, że w Iphonach zakupionych w Japonii, nie można wyłączyć dźwięku migawki słyszalnego podczas robienia zdjęć. Ma to uchronić przed robieniem niedyskretnych zdjęć. Można albo się do tego przyzwyczaić albo robić zdjęcia w opcji live (która nie ma tego dźwięku) albo ściągnąć specjalną aplikację do fotografowania.

Warto wiedzieć: wszystkie sklepy

Wiele sklepów w Japonii, w tym elektronicznych, odzieżowych czy kosmetycznych, oferuje opcję tax free, czyli brak zapłaty podatku (obecnie 10%), po okazaniu paszportu. Podatek odejmowany jest już w sklepie: albo przy kasie (wówczas nie płaci się go w ogóle) albo w specjalnie przeznaczonym do tego miejscu (wówczas przy kasie podatek się płaci, a następnie jest on oddawany w okienku tax free). Ponoć o zwrot podatku można się też ubiegać na lotnisku (trzeba wówczas zachować paragony), ale tej opcji nie sprawdzaliśmy. Niby 10% to nic, ale jak wykupi się pół sklepu, to jednak niezapłacona kwota robi różnicę.

Warto pamiętać, że podane na etykietach ceny są zawsze bez podatku. Ten wynosi 8% albo 10%, w zależności od towaru.

Jeśli poszukujecie w Japonii japońskich pamiątek, przez które nie zbankrutujecie (bo, że zbankrutujecie to pewne, ale będzie to przez ceny komunikacji i noclegów), to koniecznie wybierzcie się do tych sklepów. Wszystkie sieciówki można spotkać w najbardziej turystycznych dzielnicach Tokio, do których każdy odwiedzający stolicę Japonii, czy chce czy nie, prędzej dotrze. Pamiętajcie przekazać tę informację koleżance, żeby się nie martwiła, że coś przeoczy.

Dodaj komentarz