Namiot dachowy, czyli czegóż to ludzie nie wymyślą

#współpraca

Na namiot dachowy mieliśmy chrapkę już od dawna. Dom zamontowany na dachu wydawał nam się rozwiązaniem na miarę japońskiej deski klozetowej: niby banalnym, ale zmieniającym życie nie do poznania. Marzyliśmy o posiadaniu takiego gadżetu (mowa o namiocie oczywiście, chociaż przenośną deską też byśmy nie pogardzili) na naszą kilkutygodniową podróż po Europie. No i prawie by się udało, gdybyśmy tylko na pomysł wpadli wcześniej niż kilka dni przed wyjazdem (ninje logistyki). Na szczęście, co się odwlecze, to nie uciecze. I finalnie, mimo przeciwności losu w postaci beznadziejnej, październikowej pogody, udało nam się sprawdzić czy namiot dachowy jest dla nas.

Skąd pomysł na namiot dachowy?

Spokojnie, nie chodzi tu o historię jego stworzenia (choć ta zapewne jest fascynująca), a pomysł jego użycia przez nas. Jadąc na kilkutygodniową podróż po Europie, szukaliśmy pośredniego rozwiązania między tradycyjnym namiotem a kamperem. Codzienne albo co kilkudniowe rozkładanie tego pierwszego jawiło nam się jako koszmar (finalnie takim nie było), a zakup albo wynajem tego drugiego do najprostszych ani najtańszych rozwiązań nie należał. Namiot dachowy wydawał nam się więc idealną opcją. Zwłaszcza, że z odpowiednio otwartym umysłem można go potraktować jak dalekiego kuzyna kampera. Bardzo dalekiego. Ale jednak kuzyna. Niedziwne więc, że jak tylko zobaczyliśmy, że istnieje takie cudo, wiedzieliśmy, że nie spoczniemy, póki nie spędzimy w nim choć jednej nocy. Kiedy więc firma Thule zaproponowała nam przetestowanie namiotu dachowego Tepui Ayer 2, odpowiedź mogła być tylko jedna – yes, I do. Na usta cisnęło się też „very much”, ale ugryźliśmy się w język.

Montaż

Montaż namiotu dachowego chwilę zajmuje. I podobnie jak do tanga, do tej czynności również trzeba dwojga. A najlepiej dwóch, bo 48 kg jednak robi swoje. Chociaż Pudzian pewnie tylko uśmiechnąłby się pod nosem, słysząc taką wagę. I machnął namiot na dach jedną ręką. Sam, oczywiście. U nas tak to nie wyglądało. Chociaż trzeba przyznać, że jak na pierwszy raz i tak poszło całkiem sprawnie. Podstawą montażu są relingi z dwoma belkami poprzecznymi. Oczywiście, na dachu samochodu. Bez nich ani rusz. Namiot śrubami montuje się właśnie do nich i voilà – ahoj przygodo! Można ruszać na podbój świata.

Co do samego auta, my namiot zamontowaliśmy na dość sporym samochodzie, bo terenowym, wprost stworzonym do takiego rozwiązania. Ale namiotu spokojnie można używać na znacznie mniejszych pojazdach. Warto jednak sprawdzić czy dane auto wytrzyma obciążenie namiotu. Należy więc przyjrzeć się kwestii nośności dachu. Chyba, że ktoś marzy o kabriolecie, a nie ma śmiałości go sobie sprawić. Jeśli chodzi o samą jazdę z namiotem na dachu, to nie odczuliśmy go jakoś znacznie. Może trochę przy większych prędkościach szumiało jak na polu pod Kielcami. Ale generalnie – zero problemu.

Rozkładanie

Rozkładanie namiotu dachowego nijak ma się do montażu i jest niewątpliwym plusem. My po raz pierwszy rozkładaliśmy to cudo po ciemku, bo trochę czasu zajęło nam znalezienie odpowiedniego miejsca na biwak (ninje logistyki – znowu) i poszło nad wyraz sprawnie. I „my” jest tu trochę przesadzone, bo właściwie robiła to jedna osoba. Bez żadnego przeszkolenia (choć z tytułem magistra technologii żywności). Tym ciekawszy jest fakt, że cała operacja zajęła około 5 minut. Pięciu. Jeśli ktoś nie ma zielonego pojęcia ile zajmuje rozłożenie tradycyjnego namiotu po raz pierwszy, to już pędzimy z odpowiedzią. Otóż nam zajęło to jakąś godzinę. Z instrukcją obsługi w ręku. I zażenowaniem na twarzach. Również po ciemku. Lubimy wyzwania – taki mamy styl. Pięć minut jak na pierwszy raz to świetny wynik. W naszej skromnej opinii, rzecz jasna. Składanie trwa mniej więcej tyle samo. Również w opcji oszukane „my”.

A cóż znajduje się w takim namiocie?

No niestety, nie ma lodówki z zimnym piwem, wanny z bąbelkami i lokaja gotowego spełniać wszystkie zachcianki. Trochę lipa, ale co zrobić. Za to jest już materac. A kto w swoim życiu upychał w bagażniku samochodowym pół mieszkania wie, że każdy centymetr kwadratowy wolnej powierzchni jest na wagę złota. Od razu uspokajamy – materac jest wygodny, a zdarzało nam się już spać różnie. Wiemy więc o czym mówimy. W namiocie znajduje się też mnóstwo kieszonek, przewietrzników i okienek. Nawet jedno w suficie umożliwiające noc pod gwiazdami. Nie ma co się oszukiwać: jest lans. Ach! Zapomnielibyśmy: do namiotu można wejść po fikuśnej i co ważne – stabilnej drabince. I to dodatkowy plus, bo zawsze to przy okazji spali się kilka niepotrzebnych kalorii. A te akurat ma chyba każdy.

Dla kogo jest namiot dachowy?

Odpowiedź jest dość prosta: dla wszystkich lubiących taki styl spędzania wolnego czasu i podróżowania. Nam opcja namiotu dachowego odpowiada, bo nie jest to standardowe rozwiązanie, a my bardzo takie lubimy. A jeśli do tego jest praktyczne, to miłość tym większa. Namiot dachowy daje wolność, o wiele większą niż jego tradycyjny brat. Nie trzeba myśleć z wyprzedzeniem gdzie się rozbić, pomijając już długość samego procesu. I nie chodzi tylko o miejsce, ale też o podłoże. Bo z takim namiotem można spokojnie wjechać do lasu czy na plażę. A od biedy przenocować nawet i na parkingu. Czyli właściwie wszędzie tam, gdzie parkują kampery i vany. Wierzcie nam na słowo, przy dłuższych, zagranicznych podróżach ma to ogromne znaczenie. Z normalnym namiotem nie ma na to szans. Z dachowym wachlarz możliwości jest o wiele większy.

Poza tym, choć dla nas ta kwestia nie ma wielkiego znaczenia, namiot dachowy to też świetna opcja dla miłośników biwakowania, którzy boją się wszelkiej maści robactwa. A to może mieć nie lada problem, żeby wspiąć się z gracją po drabince. Nie wspominając już o innych, niekoniecznie przyjemnych zwierzętach. No i z takiej wysokości widoki też są o wiele bardziej spektakularne niż z poziomu gleby. Zwłaszcza, jeśli ta jest mokra.

I, jak to mawiają, last but not least, jak wiadomo, podróżujemy z dzieckiem. Prawie trzy i pół letnim. I ono również pokochało namiot dachowy, a przy okazji ogarnęło wchodzenie i schodzenie po drabince. Zapewne, jeśli namiotu używalibyśmy przez dłuższy okres, syn też bardziej wprawiłby się w czynności, powiedzmy około namiotowe. Ale i przy tak ultra krótkim pobycie, świetnie sobie poradził. Jednym słowem: namiot z powodzeniem nadaje się też dla rodzin z dziećmi. Choć warto zadbać o to, żeby był odpowiednio duży w stosunku do liczby osób użytkujących go. Niestety bowiem, dziecko w namiocie dachowym rozpycha się tak samo jak na łóżku.

Podsumowując: kierunków do podróży w Europie nie brakuje. W Polsce zresztą też. Głód wojaży z racji obecnej sytuacji rośnie równie szybko jak dług publiczny. A do tego jeszcze doszedł kolejny świetny pomysł na nocleg – namiot dachowy. Ponoć już niedługo znowu zrobi się pięknie, a wtedy takie cudo będzie jak znalazł.

Dodaj komentarz