Szklaneczkę z jakim japońskim alkoholem warto przechylić

Polacy i Japończycy mają się do siebie tak, jak Zenek Martyniuk do Freddiego Mercury’ego, czyli nijak. Różnią się chyba we wszystkim, zaczynając od wyglądu fizycznego, poprzez kultywowane tradycje, kuchnię, zwyczaje, zachowania, na stylu ubierania się kończąc. Ale jest jedna rzecz, która łączy kompletnie różne od siebie narody: alkohol. Wszyscy wiedzą, że Polak wódki, nawet ciepłej, nie odmówi. Japończyk, co ciekawe, kieruje się dokładnie tą samą zasadą. I może to być zarówno wódka, jak i wszystko inne. Japończycy po prostu lubią się napić. Godzina nie gra roli, rodzaj alkoholu też nie. A tym bardziej miejsce, zwłaszcza, że picie alkoholu jest dozwolone wszędzie. I tak, browarek z puszki w okolicach stacji metra w ramach odsapnięcia po robocie, jak najbardziej. Wyjście na piwo ze współpracownikami 5 razy w tygodniu, owszem. Sakura z piciem do odcinki w tle, czemu by nie. Nie ma się co oszukiwać, postawa godna pochwały. Nie nam oceniać czy warto ją naśladować, ale na wszelki wypadek, lepiej wiedzieć jaki japoński alkohol pić, żeby przynajmniej zbliżyć się do niedoścignionego japońskiego ideału.

Sake czyli nihonshu

Wiadomo, że jak Japonia, to i sake. Potocznie nazywana japońską wódką, dla Japończyków bardziej uchodzi za wino, a faktycznie, sposobem produkcji zbliżona jest najbardziej do warzenia piwa. Prosta sprawa. Ale mniejsza o kategoryzację, ważne, że mówimy tu o trunku o wartości wyskokowej w granicach 13%-17%, czyli klepie na tyle, żeby zachować godność. Przy założeniu, że jest się rozsądnym, co przy piciu alkoholu nie występuje.

Sake można pić zimne, ale również (o zgrozo!) gorące. Trunek spożywa się w małych kieliszkach, tzw. choko. Japończycy są bardzo kreatywni w tym temacie, zarówno w kwestii koloru jak i kształtu. W związku z czym, owe choko potrafią uchodzić za małe dzieła sztuki. Spokojnie jednak można jeszcze znaleźć miejsca, gdzie sake serwowana jest w zwykłym kieliszku, ewentualnie przy odrobinie szczęścia, w ciut większym, przypominającym naszą poczciwą literatkę. Aż łzy szczęścia napływają człowiekowi do oczu. Sake w knajpach, zamiast butelek, często podawana jest w karafkach, tzw. tokkuri. Również bardzo finezyjnych w swoim wyglądzie.

Sochu

Przy sochu, w opinii Polaka, dopiero zaczynamy rozmawiać o konkretnym alkoholu, gdyż wartość wyskokowa oscyluje wokół 25%-37%. Sochu jest alkoholem destylowanym, produkowanym zazwyczaj ze słodkich ziemniaków albo jęczmienia. Choć zdarzają się też trunki na bazie ryżu albo brązowego cukru.

Obiegowa opinia w Japonii mówi, że po sochu nie ma kaca. Niestety, musimy zdementować te szkodliwe plotki – po sochu kac jest. I to wcale niemały. Sochu można jednak pokochać z innego powodu. Otóż ma najmniej kalorii ze wszystkich alkoholi na świecie! Na diecie jak znalazł. Aż żal nie wypić kieliszka. Albo dziesięciu.

Sochu można pić samo, z lodem albo z wodą gazowaną. Na zimno lub na gorąco. Może być również bazą do drinków. Po prostu multifunkcyjny alkohol marzenie. Pewnie dlatego dziś, jest najczęściej spożywanym przez Japończyków wyskokowym trunkiem.

Sake/sochu smakowe: umeshu i yuzushu

Tylko głupi nie wykorzystałby potencjału oraz sławy sake i sochu. I tak powstały wersje smakowe. Najbardziej popularne to umeshu i yuzushu.

Umeshu

Umeshu to połączenie sochu z japońską śliwką ume, znane bardziej jako japońskie wino śliwkowe. Niesamowicie słodkie i gęste. Najlepiej wchodzi z dużą ilością lodu i wody (zwykłej albo gazowanej). Zwartość umeshu w alkoholu to około 10% do 15%. Czyli przyzwoicie. Można się nad nim bez wstydu pochylić.

Yuzushu

Yuzushu powstaje na tej samej zasadzie, co umeshu, z tym, że zamiast sochu jest sake, a zamiast śliwki, główną rolę odgrywa owoc yuzu. Ten ostatni, z wyglądu, najłatwiej określić jako bardziej pomarszczoną siostrę mandarynki. W smaku przypomina coś pomiędzy limonką a grejpfrutem. Yuzu to bomba witaminowa, więc jakby nie patrzeć, yuzushu to niemal idealny lek na przeziębienie. Nie dość, że wybije zarazki dzięki alkoholowi (10%-15%), to jeszcze zaopatrzy nas w witaminę C. Same plusy.

Whisky

Skoro Japończycy mają swoją wieżę Eiffela, Statuę Wolności i odpowiednik Empire State Building, to nie może dziwić fakt, że mają też swoją whisky. I to nie byle jaką. Co roku bowiem, japońskie marki whisky wygrywają różnorakie konkursy na najlepszy trunek tego typu na świecie.

Co ciekawe, oprócz tych najlepszych i najdroższych rodzajów, degustowanych bez żadnych dodatków, Japończycy, bez najmniejszej żenady, miksują tańsze gatunki z wodą gazowaną, tworząc popularne w Kraju Kwitnącej Wiśni drinki.

Whisky highball

Kto nie pił high balla, ten w ogóle w Japonii nie był! I pieczątka w paszporcie nie ma tu najmniejszego znaczenia. Highball to nie napój, highball to stan umysły. Whisky z wodą gazowaną i lodem to japoński hit, który pokocha nawet najbardziej zatwardziały przeciwnik mieszania whisky z czymkolwiek.

Spożycie japońskiej whisky w Japonii nigdy nie było na oszałamiającym poziomie. Wręcz przeciwnie. Do czasu. A dokładniej do 2008 r., kiedy to firma Suntory, sprytnym posunięciem marketingowym, wprowadziła na rynek highball’a. Od tamtego momentu, japońska whisky przeżywa swoje lata świetności.

Wprawdzie highball nie pochodzi oryginalnie z Japonii, ale nie ma co się czepiać szczegółów. Ważne, że można go zrobić w domu: wystarczy 1 porcja whisky, 3 porcje gazowanej wody, plasterek cytryny, lód i voilà – welcome to Japan.

Chuhai aka sochu highball

Produkt, który w Polsce nie do końca się przyjął, czyli drink w puszce bądź butelce, w Japonii ma się wyśmienicie, a w sklepach zajmuje więcej miejsca niż piwo.

Chuhai to skrót od sochu highball. Przynajmniej tak mówią. Nie jest to ważne. Istotnym bowiem jest fakt, że jest to kluczowy produkt na japońskim rynku alkoholowym. W skład napoju wchodzi sochu, woda gazowana i sok cytrynowy. Chuhai jest obecnie gwiazdą trunków wyskokowych w puszce. Oprócz podstawowej, wyżej wspomnianej, cytrynowej opcji, chuhai dostępny jest w wielu wariantach smakowych, obejmujących zarówno owoce jak i odmiany herbaty. Przyznajcie, że zimna herbata z alkoholem brzmi zachęcająco. Aż uśmiech maluje się na twarzy.

Jako, że porządek w Japonii to podstawa, chuhai w puszkach to po prostu chuhai, ale ten sam drink w knajpie, to już sour. Nie ma lekko. Według naszej skromnej opinii, lemon sour obok yuzu sour to najlepsze i najpopularniejsze drinki w Japonii. No nie ma rady, trzeba ich spróbować.

Piwo

Piwo, obok chu hai, w Japonii, ma najwyższy poziom spożycia. Browarek w Kraju Kwitnącej Wiśni jest dobry na wszystko. Często podawany zimny, w zmrożonej, oszronionej szklance, wyjętej prosto z zamrażarki (co by mieć pewność, że nawet przez chwilę nie będzie ciepły), bez względu na porę roku, czyni cuda.

Asahi, Kirin, Sapporo, Suntory i Orion to najbardziej znani, japońscy producenci piwa. A to stanowi 75% alkoholowego rynku w Japonii. Większość piw posiada zawartość alkoholu na poziomie 5%, czyli bez zbędnych udziwnień. Od razu uspokajamy kobiety w ciąży i matki karmiące – bezalkoholowe wersje też są w sprzedaży.

Piwo można znaleźć głównie w puszkach (choć butelki też są dostępne), w dwóch rozmiarach: 330 ml, na palące pragnienie oraz 500 ml, na spokojną biesiadę z przyjaciółmi.

BONUS dla wytrwałych

Spirytus rektyfikowany – Product of Poland

Tak, tak, dobrze czytacie. Poczciwy, polski spirytus dostępny jest w Japonii w wielu sklepach stacjonarnych, jak i na japońskim Amazonie. Zresztą, to właśnie tutaj można dowiedzieć się, co tak naprawdę myślą o nim Japończycy. Wysokie oceny i pozytywne, choć chwilami opatrzone nutką zaskoczenia komentarze, nie pozostawiają wątpliwości. Poza wieloma ujmującymi, chwytającymi za polskie serce rekomendacjami typu: bardzo mocny, dobry do drinków, pali w gardło i żołądek, cieszę się że żyję, najmocniej utkwił nam w pamięci właśnie ten: bardzo dobry, ale nie nadaje się, jak planujesz potańczyć... Aż żal, że my Polacy, nie potrafimy tak docenić rodzimego trunku.

Postawmy sprawę jasno: nie namawiamy Was do spożywania alkoholu. Po prostu chcemy przybliżyć Wam Japonię. Wiadomo, że przelot zajmuje trochę czasu, tak samo jak przyrządzenie ramenu albo sushi. Choć na to drugie, przy założeniu, że się uda, trzeba poświęcić nieco mniej czasu niż na podróż. Za to na nalanie alkoholu do szklaneczki każdy wygospodaruje kilka minut przy weekendzie. To co? Kanpai?

*Kanpai, to po japońsku „na zdrowie”. Może japońskiego nie znamy, ale kluczowe słówka przyswajamy z prędkością światła.

2 Replies to “Szklaneczkę z jakim japońskim alkoholem warto przechylić”

  1. Dobra rada na brak kaca, jak i poprawienie zdrowia. Natto kazego dnia 😉
    Osobiście nie posiadam w życiu zbyt wielu smutnych poranków związanych z mitycznym kacem – taki organizm – ale w Japonii nie istniał. Porady udzielił mi japoński kucharz, jedz natto od 25g do 50g dziennie, a kac stanowić będzie mityczne zwierze nocne 😉 Dodatkowo twój układ pokarmowy będzie miał się doskonale. Większość Japończyków była silnie zaskoczona, że gaijin je coś, co sami uważają za yyyyyyy obleśne i śmierdzące. Mi natomiast smakowało, a co istotniejsze, działało 🙂
    Za dobrym, gorącym, wytrawnym sake, tęsknię każdego dnia.
    Na zamknięcie tematu dorzucę, że singlemalt w japońskim świecie whisky jest czymś niesamowitym! Ojjj tak 🙂

    1. Serio z tym natto? Dobrze wiedzieć. Ja na pewno stosować nie będę, bo na temat natto mam takie samo zdanie jak Japończycy. Za to Maciek, który przeżywa kace, powiedzmy nienajlepiej 😉 może się skusi. Zwłaszcza, że natto mu podchodzi, tak jak i synowi. Czego ja totalnie nie rozumiem. I chyba trzeba będzie spróbować tego ciepłego sake. Może Siara miał rację 😉

Dodaj komentarz