Szorty – lipiec

Krótkie, nierzadko mrożące krew w żyłach historie z życia wzięte, zebrane w jednym miejscu.*

Hawaje

Nasz europejski road trip spóźnia się niczym okres 🤬🤬🤬 więc chwilowo nadal żyjemy podróżniczymi wspomnieniami. Tym razem na tapetę idą Hawaje, które znajdowały się na naszej short liście podczas pobytu w Japonii. Z Polski są zdecydowanie za drogie i za dalekie. Ale żeby nie było, do pierwszego przystanku, czyli Maui, z Tokio też lecieliśmy 3 lotami, każdy innej linii, z przesiadkami nie dłuższymi niż 2 godziny i bagażami podręcznymi. Dwoma. Bo jeszcze wtedy byliśmy w magicznej strefie dziecko leci za free, ale bez bagażu i swojego miejsca. Mimo wszystko – piękne czasy. Bezpośrednie loty oczywiście były, ale umówmy się, to byłaby dla nas zbyt przewidywalna nuda. Zostawiliśmy ją dla Japończyków 😉

Z dwóch wysp, które odwiedziliśmy, zdecydowanie bardziej przypadła nam do gustu Maui. I to też ta bardziej dzika część bez resortowych hoteli, tłumów i par na miesiącu miodowym 😉 A wbrew pozorom, takich pustych, klimatycznych miejscówek tam nie brakuje. Oahu z Honolulu i najbardziej znaną plażą Waikiki, swoją drogą pełną japońskich turystów, szału nie robi. Choć wystarczy wyjechać kawałek za główne miasto i już jest pięknie: pusto, zielono i dziko ❤️

Nie obyło się bez przykrych niespodzianek, jak choćby kilkugodzinnego oczekiwania na wynajęcie samochodu, ciasnego mieszkania z airbnb, w którym z powodzeniem można było się kąpać, nieśpiesznie w tym czasie mieszając jajecznicę czy choćby delikatnej stłuczki wypożyczonym autem. Ale Amerykanie nawet w takich sytuacjach są mili i najważniejsze było nasze zdrowie, a nie samochód, który właściwie „przeżył już wszystko i nic go nie ruszy” 😉 Surfing w jego stolicy sobie odpuściliśmy, bo pierwsze próby mieliśmy już w Japonii i delikatnie mówiąc – nie szło nam🤣

Na chwilę przed wyjazdem zaczęliśmy się obawiać, że Hawaje mogą okazać się plastikowe i finalnie, będzie to strata kasy i czasu. Ale było wręcz przeciwnie. I tak, potwierdzamy, tęcze na wyspach widać niezwykle często więc ten symbol stanu wcale nie jest na wyrost, a wieloryby w sezonie ich największej aktywności można zobaczyć z brzegu ❤️ Uspokajamy, plaża z Lostów istnieje, ale kawiarnia z „50 pierwszych randek” zbudowana na potrzeby filmu w Kualoa Ranch (swoją drogą scenerii do wielu filmów) już nie 😔

Drzewo czereśniowe

Uważaj o czym marzysz, mawiają, bo marzenia mogą się spełnić. I nasze, a właściwie moje przez ostatnie parę dni się spełnia: mamy dostęp 24h do drzewa z dojrzałymi czereśniami. I powiemy Wam, że do takiego spełnionego marzenia trzeba mieć żelazne nerwy i stalowy żołądek. Zdecydowaliśmy więc, że na działce, której nie mamy, czereśni nie zasadzimy 🤣 Chyba 😉

Ramen w Warszawie

Siła wyższa zmusiła nas do rozdzielenia się na jedną noc. Dla nas to niecodzienne i dziwne doświadczenie. Po prostu hołdujemy zasadzie: albo razem albo wcale 😉 I niby fajnie, bo zjadłam świetny ramen, który spędzał mi sen z powiek już od dawna (w VEGAN RAMEN SHOP, jakby ktoś pytał). Ale, niestety, nie wzięłam udziału w zażartej dyskusji pod hasłem: jak owieczka weszła na balon skoro nie ma rąk? 🙈😭

I to są, kochani, prawdziwe pytania egzystencjalne. A nie tam trywialne i pozbawione zadumy „który ramen wybrać?”

Ps. Wybór łatwy nie był. Finalnie, zdecydowałam się na creamy shio ramen. Pomidor w clear shoyu mnie osobiście mierził, ale ponoć danie było wyborne 😉

Zakupy Internetowe

Chyba nie ma na świecie człowieka, którego nie zaskoczył przedmiot zakupiony przez Internet. Bo kolor purpurowy zamiast lilaróż, bo rozmiar lekko przekłamany i zamiast nogi, można co najwyżej włożyć rękę, bo krój, delikatnie mówiąc, nie odpowiada opisowi. Różni ludzie, różne historie. Jeśli więc następnym razem otworzycie paczkę z aliexpress i bikini idealnie leżące na modelce, na Was wyglądać będzie jak porwany worek na kartofle z seksownie wrzynającymi się w biodra sznurkami, niczym w prosiaka na wiejskim, weselnym stole, to pomyślcie o nas.

My kupiliśmy na Internetowej, japońskiej aukcji samochód, który w rzeczywistości okazał się parwie że autobusem 🤣 I to z kilkoma mankamentami🙈

Mamy więc 12 wolnych miejsc na nasz europejski roadtrip. Jak już tylko, oczywiście, usuniemy wspomniane mankamenty 🤦🏻‍♀️ Kto się pisze? 😉

Radom

Żarty żartami, ale Radom to prawdziwe miasto, w którym mieszkają jeszcze prawdziwsi ludzie. I oni mają uczucia! 😉

Może i w Radomiu popłynięto w kwestii międzynarodowego lotniska. Może i mieszka tam chytra baba. Ale deptak to jest pierwsza klasa👌 I nawet na rynek można się z niego przespacerować. Co akurat uznaje się za ogromny plus, bo jeszcze kilkanaście lat temu, trzeba byłoby biec 🤣 Zwłaszcza wieczorem. Ale ewidentnie w Radomiu jest bezpieczniej. Przynajmniej taką mamy nadzieję. Jednak w razie gdyby nie, to w końcu sport to zdrowie 😉

A tak już całkiem serio, to w Radomiu zrobiło się ładnie. A momentami nawet klimatycznie. Zwłaszcza, jak się wie w którą dziurę zajrzeć 😉 Także jak już będziecie lecieć stamtąd do 40 światowych stolic 😉, to nie zaszkodzi przejść się „Żeromką”. A potem zahaczyć o najlepsze zapiekanki czyli tylko i wyłącznie na Moniuszki! I od razu Wasz zagraniczny wypad nabierze niebanalnego smaku i szykowanego kolorytu. Nie ma za co 😉 Rodziną w świat – zawsze najlepsze podróżnicze tipy 😉

Road trip czas start!

Z małym poślizgiem, ale w końcu dziś ruszamy na nasz europejski road trip. Plan jest ambitny, bo chcemy dotrzeć całkiem daleko. Ale nie bylibyśmy sobą gdybyśmy w planach nie mieli w międzyczasie jeszcze kilku przystanków w bajecznych miejscach. A przynajmniej mamy nadzieję, że takie właśnie będą 😉

Entuzjazm miesza się z lekkim strachem, bo nie dość, że czasy niepewne, to jeszcze samochód nam nieznany. A że nie jest młodzianem, to różnie może być 🤷🏻‍♀️ Trzymajcie więc kciuki, żeby potencjalna lista niepowodzeń w zatrzymała się na punkcie 0. Ewentualnie 1 zakładając, że będzie to np. brakujący śledź do namiotu, bo właśnie w nim planujemy spać. Nie ma co, będzie się działo 😉 Jedno jest pewne, wzięliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy 😉🤣

Road trip – Crécy what?

Bonjour 😍 Cisza na łączach spowodowana jest poważną sprawą czyli nadrabianiem zaległości towarzyskich. Po jednej nocy w samochodzie w towarzystwie komety Neowise (bo komu by się chciało rozkładać namiot o północy 🤷🏻‍♀️) i 2 dniach jazdy dotarliśmy w końcu pod Paryż. Ale nie byle gdzie bo do Crécy-la-Chapelle nazywanej lokalną Wenecją. Nie to, że znaleźliśmy to miejsce w gąszczu podparyskich, urokliwych wiosek. Po prostu tutaj mieszkają nasi znajomi. Nie mieliśmy więc za bardzo wyboru 😉 Grunt, że jest bardzo uroczo❤️

Granice polsko-niemiecką i niemiecko-francuską przekroczyliśmy jak zwykle: żadnego zatrzymywania się, żadnej kontroli, o mierzeniu temperatury nie wspominając. Wjeżdża się na pełnej 😉 jak za starych dobrych czasów 😉 Maseczki zarówno w DE jak i FR trzeba nosić w miejscach zamkniętych 😷

Koniec leniuchowania, zabieramy się za konkretne zwiedzanie 😉

Road trip – futurystyczna trylogia

Te futurystyczne budynki znajdujące się w okolicach Paryża, stanowiły tło ekranizacji całkiem przyzwoitej amerykańskiej trylogii (Heniu, nie martw się – Twoja też jest spoko😉) Wyglądają imponująco i jak można się domyślić, zupełnie nie pasują do otoczenia. Istotnym jest fakt, że miasteczko Noisy-le-Grand, w którym owe dziwactwa się znajdują, to paryskie przedmieścia, które delikatnie mówiąc, do najbezpieczniejszych nie należą. Zresztą jedna z miejscówek ma nawet swojego samozwańczego strażnika, który przegania nazbyt zainteresowanych turystów. Zwłaszcza tych niepasujących do lokalnego ąturażu😉

A przynajmniej tak zdarzyło nam się w Espace d’Abraxas – kompleksie 3 niecodziennie wyglądających budynków. Widać, nie wszyscy mogą poczuć się jak w filmie. Budynki przestrzeni Abraxas robią ogromne wrażenie i wszystko byłoby normalne, gdyby nie fakt, że są one blokami mieszkalnymi🤯 Trzeba przyznać – architekta nieco poniosło. W kompleksie znajduje się około 600 mieszkań. Wiele z nich jest socjalnych, co nie pozostaje bez znaczenia w tworzeniu specyficznego klimatu tego miejsca.

Drugie futurystyczne miejsce to Areny Picassa, z dwoma niecodziennie wyglądającymi budynkami, pieszczotliwie nazywanymi przez mieszkańców „camemberts” (tak, tak jak sery). Tu z kolei mieszkań jest „tylko” 540. Czyli niewiele 😉

Musimy przyznać, że te miejsca należą do naszego Top 5 najdziwniejszych, jakie widzieliśmy w życiu. Jedno jest pewne: atmosfera nie zachęca do powrotu.

I teraz zagadka roku: o jakiej trylogii mowa?😉

Road trip – Paryż

Będąc obok Paryża aż żal było nie odwiedzić starych kątów. W końcu, przynajmniej dla mnie, stolica Francji to 2 lata studenckiego życia, podczas którego, potrafiłam mieć nawet 3 prace jednocześnie 🤣

W Paryżu zdecydowanie jest mniej ludzi niż o tej porze roku. Ponoć normalnie ciężko jest przejść swobodnie chodnikiem, a obecnie nic takiego nie ma miejsca. Turystów nadal jest jednak sporo. W końcu Paryż to pierwszy kierunek turystyczny na świecie – tutaj nigdy nie jest pusto.

Noszenie maseczek w miejscach zamkniętych jest obowiązkowe, o czym przypominają choćby ogłoszenia na szybach sklepów. Dezynfekcja rąk również. I to by było na tyle. Restauracje są pełne ludzi, pod najważniejszymi zabytkami niewielkie, ale jednak tłumy, na place du Trocadéro z imponującym widokiem na Wieżę Eiffela nadal można kupić w okazyjnej cenie pakiet kilku figurek najbardziej znanego symbolu Paryża, a pod Sacré Coeur czarnoskórzy handlarze kręcą nieświadomym turystom bransoletki na rękach zadając kluczowe pytanie: where are you from? Jednym słowem: biznes się kręci 😉

Jeśli ma się w planach odwiedzenie paryskich zabytków, bilety najlepiej rezerwować przez Internet. W niektórych miejscach obowiązuje limit osób mogących przebywać w tym samym czasie. Trzeba wziąć to pod uwagę podczas planowania zwiedzania. I to by było na tyle.

Paryż jak to Paryż – zawsze stoi otworem 😉

Road trip – Poitiers czyli popsuty samochód

Od kilku dni jesteśmy w Poitiers. Miasto piękne, ludzie mili, zachody słońca powalające. I wszystko super tylko, że tego przystanku w ogóle nie było w naszych planach. Samochód odmówił posłuszeństwa i najwyraźniej Meghan Markle szybciej wróci do rodziny królewskiej niż my znajdziemy część potrzebną do wymiany. Zwiedzamy już drugi lokalny kemping (zdecydowanie lepszy od pierwszego!) i znamy wszystkich mechaników w mieście (co gorsza, wszyscy znają też nas). Z jednym skumaliśmy się już nawet na tyle, że pożycza nam swój samochód. Podejrzewamy, że niedługo poprosi któreś z nas na rodzica chrzestnego swojego dziecka 😉

Śmieszki śmieszkami, ale tak naprawdę krew nas zalewa, szlag trafia i zastanawiamy się czy tylko my jesteśmy takimi farciarzami? 🤬

Road trip – wydma Piłata

Ostatnie dni to była huśtawka emocji. Cudem udało się znaleźć używaną część w Polsce (we Francji, Wielkiej Brytanii i Niemczech nie było), a potem w ciągu godziny (przez dedykowaną przewozom do Francji grupę na Facebooku) wyhaczyć kierowcę busa jadącego akurat w piątek trasą, na której można było bez problemu odebrać część, a potem dowieźć ją do Paryża następnego dnia. I to jeszcze w rozsądnych pieniądzach. W sobotę przymusowa wycieczka TGV do Paryża, a właściwie pod, i Święty Graal zdobyty!

Stres przed dzisiejszą poranną wizytą u mechanika był porównywalny z prezentacją przed wiecznie niezadowolonym szefem, do którego bez butelki whisky lepiej nie podchodź. Na szczęście, część okazała się pasować, a samochód działać. Tym sposobem nasz przymusowy postój został zakończony. Trzeba przyznać, że w tym całym szaleństwie, mieliśmy ogromne szczęście do ludzi ❤️

Dziś pozdrawiamy z wydmy Piłata – najwyższej w Europie 😍 Mieliśmy tu być najpierw ponad 2 lata temu, ale wiza do Japonii przyszła za wcześnie 😉 Drugie podejście tydzień temu skończyło się wiadomo jak. Udało się dopiero za trzecim razem. Ale jak to mówią: lepiej późno niż wcale ❤️

Road trip – przylądek Ferret

I poleca taki znajomy film, myśląc, że robi Ci wielką przysługę, bo miło spędzisz wieczór, a Ty potem zostajesz z obsesją odwiedzenia pokazanych w nim miejsc. Tak było z przylądkiem Ferret i „Niewiennymi kłamstewkami”. Charakterystyczne łódki na mieliźnie, zdjęcia bezkresnych plaży, zjawiskowe widoki – takie ciosy poniżej pasa zastosował reżyser. No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Trzeba jechać zobaczyć na własne oczy czy aby nic nie przekoloryzował.

Szybko się okazało, że w filmie nie ściemniali: jest pięknie ❤️ I nie ma co się oszukiwać: piasku to oni w tej Akwitanii mają pod dostatkiem. A i ostryg też im nie braknie z ostrygowymi wioskami. Choćby malowniczą Herbe, w której za kilka euro w klimatycznych knajpach można spróbować trzyletnich owoców morza. Bo właśnie tyle czasu zajmuje ich hodowla. Do tego kolorowe domki, miniaturowe uliczki i niezapomniane widoki 😍

Z czystej, ludzkiej przyzwoitości radzimy Wam: nie oglądajcie tego filmu 😉

Czy tylko my tak mamy, że obejrzymy jakiś film z fajnymi miejscówkami i chcemy tam jechać? 🤷🏻‍♀️

Road trip – Hiszpania

Mija 2 tygodnie odkąd jesteśmy w drodze (w tym kilka dni przymusowego postoju 🤦🏻‍♀️). Trochę gubimy się już w dniach tygodniach. Na szczęście jeszcze ogarniamy w jakim jesteśmy kraju. A o to nietrudno. Po 1: w Hiszpanii noszenie maseczek w miejscach publicznych jest obowiązkowe. Przy 40 stopniach jest to nie lada wyczyn, ale Hiszpanie sumiennie stosują się do zaleceń. Na plażach albo ta zasada nie obowiązuje albo jeszcze nie ma kontroli, przynajmniej w San Sebastian. Tak czy siak: tam maseczki zrzucane są niczym góra od bikini. Swoją drogą taka opalenizna po maseczce byłaby wyjątkową pamiątką z wakacji😉

Po 2: klimat na kempingach jest zdecydowanie inny – fiesta do późnych godzin to norma. Podobnie zresztą jak ceny: za każdą dobę inna 😉 Ewidentnie też mieszkanie na kempingach na stałe jest tu w modzie 😉 La vida loca, czy jakoś tak 😉

Granica francusko-hiszpańska jest otwarta, przekracza się ją bez żadnych kontroli. Chociaż ponoć Francuzi ciągle straszą jej zamknięciem. Coś nam mówi, że powrót do Polski może być ciekawy 😉 Chociaż do tego czasu jeszcze sporo może się zmienić.

*Wszystkie teksty pochodzą z naszego Instagrama i/lub Facebooka, gdzie oczywiście, okraszone są zacnym zdjęciem lub wideo.

Dodaj komentarz