Krótkie, nierzadko mrożące krew w żyłach historie z życia wzięte, zebrane w jednym miejscu.*
Kataklizm w Borach Tucholskich
Kiedyś ludzi, którzy nocowali z niemowlakiem w namiocie, uznawałam za świrów. A potem… wiadomo. Po co drążyć Podczas naszego ostatniego wypadu, to jednak nie obawy związane ze spaniem bobasa w namiocie spędzały nam sen z powiek. Robiły to burze
Przez trzy dni byliśmy przeciwieństwem łowców burz Notorycznie sprawdzaliśmy prognozy pogody, obserwowaliśmy niebo, pakowaliśmy w pośpiechu manatki, wymyślaliśmy plany awaryjne w razie, jakby zastała nas w nocy, zagadywaliśmy miejscowych, którzy zgodnie mówili, że jeśli w Borach Tucholskich zanosi się na burzę, to trzeba zabierać dupsko w troki. Szczególnie będąc w namiocie. Ewentualnie, przyszykować się na trzymanie jego sznurków, żeby nie pozostał tylko mglistym wspomnieniem
Po 3 dniach ucieczki, dopadła nas. W towarzystwie mało sympatycznej koleżanki – trąby powietrznej. Akurat byliśmy na obiedzie w knajpie Wpadły, zrobiły rozpierduchę jak na dobrym melanżu i po kilkunastu minutach poszły, pozostawiając za sobą połamane drzewa, ludzi bez prądu i niesamowity widok nad jeziorem
Rocznica
Osiem lat minęło jak… 40Ale widocznie to miłość. Ewentualnie dzieci. Ale na pewno nie kredyt mieszkaniowy. Bo go nie mamy
1 września
1 września nasze dzieci nie idą ani do przedszkola ani do szkoły, a my nie zaczynamy nowej pracy. Od kolejnego miesiąca nasze życie nie ulegnie żadnej zmianie. Żadnej. A i tak czujemy (i to obydwoje!) w żołądkach lekki niepokój i niepewność
Tyle lat od zakończenia szkoły, a schemat w głowie siedzi równie mocno jak rodzynki w serniku (tak, tak wiem – niektórzy takie połączenie sobie chwalą). I muszę przyznać, że jest to trochę przerażające…
Czy z nami coś nie tak czy to jednak norma?
Ps. W poniedziałek na szybko była Bydgoszcz. A póki co korzystamy z zimy w leciei po wielu tygodniach wyskoczyliśmy na parę dni kamperem. Wpadajcie na stories po dużo deszczu
Przedłużony weekend
To był fajny (przedłużony) weekend
Nastawialiśmy się na deszcz, czas w kamperze i Beskid Niski. A pogodowo wyszło całkiem przyzwoicie i finalnie wylądowaliśmy na bajkowym Ponidziu. I to dlatego, że po drodze nam się spodobało, a nie bo kamper akurat tam się popsuł Vanlife’owa wolność z prawdziwego zdarzenia
Poza tym, podczas tego wyjazdu weszliśmy na Łysicę – 614 m n.p.m. Przynajmniej tak mówi mapa. Zdaniem naszych nóg, to był Mont Everest, a my ufamy swoim ciałom. Zresztą czy tak naprawdę wiemy kto robi te Internetowe mapy? I czy w ogóle wszedł kiedykolwiek na tę Łysicę? No właśnie! Tak czy siak, na pewno ten wyczyn będzie widniał w naszych CV pod jakimś skromnym opisem w stylu: zamiłowanie do wspinaczki wysokogórskiej w ekstremalnych warunkach pogodowych
A tak całkiem serio, to przed wejściem na ten, nie bójmy się użyć tego słowa, SZCZYT, myśleliśmy o napisaniu tekstu na bloga o zachęcającym tytule: „Łysica z dziećmi – da się?”. Ale po tej wspinaczce wysokogórskiej chyba bardziej skłaniamy się do przekazania pałeczki czteroletniemu synowi i tytule: „Łysica z rodzicami bez kondycji – da się?”
Tak, to był fajny (przedłużony) weekend
*Wszystkie teksty pochodzą z naszego Instagrama i/lub Facebooka, gdzie oczywiście, okraszone są zacnym zdjęciem lub wideo.