Ile to kosztuje i dlaczego tak drogo – ceny w Japonii

Japonia do tanich krajów nie należy. Pamiętam nasze dziewicze wypady do japońskich sklepów spożywczych. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Pierwszy raz przejście na dietę stało się tak rzeczywiste. Na szczęście szybko zorientowaliśmy się, że w porównaniu z cenami produktów w sklepie, te w restauracjach są całkiem przystępne. Odetchnęliśmy z ulgą. Ale tylko do momentu przejechania się pociągiem i autostradą. Nie ma co mydlić oczu: wybierając się do Japonii, trzeba opróżnić niejedną skarpetę z oszczędnościami. Co nie zmienia faktu, że warto to zrobić.

Transport

Mieszkając w Japonii mieliśmy konkretny plan odwiedzenia kilku rejonów, które są łatwiej dostępne z Kraju Kwitnącej Wiśni niż z Polski. Na liście must see były między innymi Hawaje, Australia, Korea Południowa i Tajwan. Taki był plan minimum, którego jak już wiadomo, nie udało się zrealizować z racji koronawirusa. Dodatkowo, w planach mieliśmy odwiedzenie kilkunastu miejscówek w samej Japonii. Na lokalnej liście były Osaka, Kioto, Nara, Hiroszima i Hokkaido. Ale po cichu liczyliśmy na odwiedzeniu znacznie większej ilości miejsc. Nie licząc atrakcji w bliskiej okolicy Tokio. Na samym początku naszego pobytu w Japonii, co dziś rozbawia nas do łez, myśleliśmy nawet o jednym weekendzie w miesiącu gdzieś w odległym zakątku Kraju Kwitnącej Wiśni. Powiedzmy: wrzesień – Osaka, październik – Kioto, Boże Narodzenie – zaśnieżone Sapporo. A potem sprawdziliśmy ceny biletów kolejowych. I mina nam zrzedła, a plany niespodziewanie się zmieniły. Bo jak się okazało, cena za dwugodzinny przejazd pociągiem z Tokio do Osaki była mniej więcej taka sama, a może nawet wyższa, niż lot do Seulu. Zwłaszcza, że jako rezydentów, nie obowiązywał nas JR pass, dostępny dla turystów. W związku z tym, nie mogliśmy skorzystać z tego rozwiązania i przez tydzień urlopu obskoczyć choćby kilka japońskich miast z naszej listy. Dla niewtajemniczonych, JR pass to taka magiczna przepustka do zwiedzania Japonii. Pozwala bowiem na poruszanie się pociągami po kraju bez żadnych ograniczeń. Żeby nie było za pięknie: tylko przez 7 dni. W końcu każda przyjemność kiedyś się kończy. Koszt siedmiodniowego JR passa to około 1 100 PLN. Na szczęście tę radość można przedłużyć o kolejne dni i złotówki. Odpowiednio dobijając do 14 dni i około 1 600 PLN, tudzież 21 dni i 2 100 PLN. Dla porównania, jako rezydenci, za cenę siedmiodniowego JR passa, mogliśmy przejechać się Shinkansenem co najwyżej do Osaki i z powrotem. Do Hiroszimy natomiast o zaledwie 400 złotych więcej. Ceny na tyle okazyjne, że zachęcające raczej do siedzenia w domu niż podróżowania. Dlatego też, kiedy staliśmy przed wyborem urlopu w Japonii a urlopu poza nią, często wygrywała ta druga opcja.

Ale spokojnie, jako, że jesteśmy pomysłowymi Dobromirami i zaradnymi Januszami, znaleźliśmy tańszą opcję poruszania się po Japonii, która umożliwiła nam zobaczenie tego i owego – JR Tokai Tours. Przydatna zwłaszcza dla tych, którzy nie mają planów zjechania całej Japonii w kilka dni, ale z chęcią wybiorą się, będąc w Tokio, na dwa dni na okonomiyaki do Osaki. Ceny są trochę bardziej atrakcyjne niż w przypadku regularnych cen (nie mylić z bardzo atrakcyjne), a do tego często można załapać się na jakiś gratis, na przykład w postaci posiłku. Zawsze to coś. Bilety można odebrać na Tokyo Station. Jeśli oczywiście się człowiek uprzednio na niej nie zgubi.

Poruszanie się samochodem wcale tańsze nie jest. Niestety. Zarówno jeśli chodzi o podróże dalsze jak i bliższe. Japończycy bowiem bardzo dbają o to, żeby od kierowców pobrać sutą opłatę za przejechanie każdego, jednego kilometra. Nasza pierwsza beztroska wycieczka samochodowa szybko zamieniła się na serię bezgłośnie wypowiadanego ile?? Z czasem do cen za autostrady przywykliśmy. W przeciwieństwie do tych za parkowanie w Tokio. Czasem opłata za parking wynosiła mniej więcej tyle samo, co obiad dla trzech osób. Warto wziąć o pod uwagę te koszta przy rozważaniu pomysłu o wynajęcie samochodu, który wcale zły nie jest, ale kosztowny już tak.

Noclegi

Dziwnym trafem, noclegi w Japonii również do najtańszych nie należą. O ile w dużych miastach można znaleźć w miarę sensowne ceny, oczywiście rezerwując nocleg odpowiednio wcześniej, o tyle w mniejszych miejscowościach potrafią one urosnąć do horrendalnych stawek. Do tego stopnia, że przy rezerwacji ma się wrażenie wynajmowania pałacu, w japońskim stylu, oczywiście. Niestety, tego samego wrażenia nie ma się po dojechaniu na miejsce. W nasze drugie japońskie lato, postanowiliśmy, że w weekendy będziemy uciekać z nieznośnie gorącego miasta w okolice pięciu jezior Fuji, gdzie temperatura jest kilka stopni niższa, a woda pomoże nam przetrwać gorące chwile. Kiedy zaczęliśmy szukać noclegu na pierwszy weekend nad jeziorem, strony typu airbnb i booking, które w Japonii jak najbardziej funkcjonują na porządku dziennym, szybko zamieniliśmy na Amazona w celu zakupienia akcesoriów do biwakowania.

Ceny żywności w supermarketach

Odwiedzając Japonię warto jak najszybciej przestawić swoje kubki smakowe na lokalne produkty. Oczywiście, japońskie produkty nie są wyjątkowo tanie, ale na dłuższą metę, zdecydowanie bardziej opłacalne jest tofu w cenie 4 PLN niż 100 gramów żółtego sera w cenie 15 PLN. Zresztą liczby mówią same za siebie. Składniki na taki powiedzmy tradycyjny, kaszubski (pochodzenie z Włoch jest mocno przesadzone) makaron z sosem Bolognese (mała miejscowość pod Wejherowem) to koszt około 60 PLN. Po takim odkryciu, z nadzieją przeszliśmy na dział z ryżem. W końcu kilogram podstawowego elementu japońskiej kuchni nie może kosztować dużo. Jak się jednak okazało – może. Trzeba zacząć od tego, że ryżu w małych ilościach nie można kupić. To znaczy można, ale nikt tego nie robi. Bo po co komu kilogram, skoro można kupić 5 i mieć zapas na cały tydzień. Za jedyne 100 PLN. Chyba, że trafi się na promkę i wyhaczy tę samą ilość ryżu za złotych 80. Okazja. Warto z tego miejsca podkreślić, że plotki o tym, że Japończycy jedzą ryż na śniadanie, obiad i kolację nie są przesadzone.

Bardzo nas to kusi, ale jednak nie będziemy tu przedstawiać koszyka typowego japońskiego domostwa wraz z cenami każdego produktu. Po pierwsze, byłoby to nudne. A po drugie – nic tak przy japońskiej kasie nie rozgrzewa do czerwoności jak element zaskoczenia przy zakupie 100 gramów wędliny za złotych 9 i dużego jogurtu za złotych 5. Trzeba po prostu przyjąć, że ceny żywności są nawet kilkukrotnie wyższe. I nie rozmawiamy tu wcale o rarytasach, a podstawowych produktach, typu mięso czy nabiał. Nie wspominając o warzywach i owocach, których ceny są mocno przesadzone. Bo jak inaczej określić 15 PLN za 4 pomidory albo tyleż samo jabłek. Zdecydowanie to, co warto jeść w Japonii to ryby i owoce morza. Tu różnorodność i cena może onieśmielić nawet największego fana morskich smakołyków.

Przejdźmy do meritum, czyli alkoholu. Piwo, cóż za niespodzianka, też do tanich nie należy. Półlitrowy trunek to koszt niespełna 7 PLN. Tyle co mleko. Wybór więc jest prosty. A są to to ceny supermarketowe. W małych sklepach typu 7 eleven, bardziej dostępnych dla turystów, ceny są jeszcze wyższe. Na całe szczęście, mocniejsze alkohole to koszt podobny do tego w Polsce. A może nawet niższy. Podobnie z papierosami. Sprawiedliwość jednak istnieje.

Kiedy najlepiej robić zakupy w supermarketach?

Jeśli myśleliście, że ceny w japońskich sklepach o każdej porze dnia są takie same, to życia nie znacie. To by było za proste i zbyt oczywiste. A tym samym – mało japońskie. Oczywiście, ta zasada nie tyczy się wszystkich produktów, a jedynie dań gotowych do spożycia. Bowiem każdy supermarket ma dział z bento. Piękne, kolorowe pudełka, jedno przez drugie wykrzykują wybierz mnie, wybierz mnie, niczym Osioł do Shreka. Tacki ze świeżym sushi wcale nie są mniej krzykliwe. Ale zaradny Janusz nie da się nabrać, bo wie, że ich cena jest niższa wieczorem, tak mniej więcej od godziny 18. Wówczas, z każdą minutą rosną procenty, o które dania, nadal świeże, ale przeznaczone do spożycia danego dnia, są przeceniane. I tak, za parę złotych, można nabyć gotowe do spożycia, cudne bento. W tym, powtarzamy, żeby potem nikt nie miał pretensji, że on nie doczytał, tacki z sushi. Jasne, nie takim prosto z knajpy, ale nadal smacznym.

Konbini shop

Konbini shop (od convenience) to określenie wszystkich małych sklepów typu 7 eleven czy Lawson, które w Japonii są na każdym rogu. Dosłownie. Nie da się ich przeoczyć i to właśnie w nich turyści, zazwyczaj zaopatrują się w jedzenie podczas pobytu w Japonii. W sklepach typu konbini można kupić żywność, napoje, alkohol, ale też produkty pierwszej potrzeby czyli papier toaletowy, skarpetki albo ładowarkę do telefonu. Oraz, oczywiście, gotowe dania. Ba! Można je tam sobie nawet podgrzać. Pałeczki dostaje się przy kasie. Dodatkowo, w każdym takim sklepie można znaleźć czajnik z gorąco wodą do zalania uwielbianych przez Japończyków dań typu instant. U nas znanych pod pseudonimem zupek chińskich. Jednym słowem: w takim konbini można się spokojnie wyżywić w trakcie pobytu w Japonii albo przynajmniej ograć dzięki niemu część posiłków. Koszt gotowego dania w konbini to 15-20 PLN. Wybór jest ogromny i na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Na śniadanie i kolację, zdecydowanie bardziej polecamy onigiri – kulki ryżowe z różnymi dodatkami w środku niż tradycyjne kanapki. Pamiętajcie – Japończycy na pieczywie i kanapkach się nie znają. Za to potrawy ryżowe mają w jednym palcu – i tego się trzymajmy. Koszt onigiri to około 3-5 PLN, w zależności od dodatków.

Restauracje

Na tle drogich produktów wszelkiej maści, ceny dań w restauracjach w Japonii zaskakują. I to pozytywnie. W cenie 35 PLN można spokojnie zjeść bardzo dobry ramen. Nie jest to wiele, biorąc pod uwagę, że za te same pieniądze w supermarkecie ciężko kupić produkty na obiad. Zestaw kilku pierożków gyoza to koszt koło 15 PLN. Koszt 0,5 l piwa jest podobny. Inne dania japońskie typu curry (tak, tak Japończycy mają swoje własne curry), okonomiyaki, zestawy misek typu ryż i ryba/mięso czy większość innych japońskich dań to również koszt około 35 PLN za osobę. Mniej więcej. Wypad do knajpy sushi zależy od jej jakości. Wybierając się do tych droższych taśmowych, tzw. kaiten sushi, trzeba liczyć się z rachunkiem w kwocie około 180 PLN. Są też jednak takie, gdzie koszt każdego talerzyka to jedynie 100 jenów, czyli około 4 PLN. Sushi uczta zamyka się wówczas w kwocie około 70 PLN. Koszt wyjścia do restauracji typu yakiniku jest nieco wyższy i wynosi około 200 PLN, posiadówka w izakayi to jakieś 150 PLN. Żeby było jasne: mówimy tutaj o dwóch osobach dorosłych oraz dziecku, które zazwyczaj je wszystko, co podstawi mu się pod nos.

Jeśli podczas pobytu w Japonii, najdzie Was ochota na jedzenie nie-japońskich dań, koszty automatycznie rosną. I tak, cena jednej pizzy to minimum 40 PLN. Podobnie jest z ceną burgera. Przy czym, w obu przypadkach, rozmawiamy o wersjach podstawowych. Ceny w popularnych restauracjach chińskich w Japonii, gdzie serwowane dania są ponoć nawet lepsze niż w samych Chinach (tak mówią Japończycy), są porównywalne do tych za dania kuchni japońskiej. W Chinach nie byliśmy (jeszcze), ale musimy przyznać rację Japończykom: faktycznie chińskie jedzenie jest w Japonii bardzo dobre.

Jak widać, Japonia do tanich krajów nie należy. Ale w każdej sytuacji można znaleźć plusy, czyż nie? I tak kiedy z Japonii leci się na na przykład drogie Hawaje, nie ma aż tak wielkiego szoku cenowego. Pozytywne podejście w życiu to podstawa. Gorzej jak przy okazji zwiedzania Japonii, nie planuje się odwiedzenia innego drogiego kierunku. Warto jednak pamiętać o tym, że Kraj Kwitnącej Wiśni serwuje takie doznania, że starczają one na wyjątkowo długo. A już na pewno, dwa tygodnie w Japonii zapewnią tyle emocji, co przynajmniej dwa kolejne zagraniczne wyjazdy. Czyli właściwie wychodzi na to, że jadąc do Japonii, można zaoszczędzić. I tak właśnie trzeba do tego podchodzić. Nie ma za co.

Przykładowe ceny żywności i dań w restauracjach są głównie cenami z Tokio i okolic.

Dodaj komentarz