Mija prawie miesiąc odkąd wróciliśmy do Polski. Nadal ronimy łezkę z tęsknoty za dobrym ramenem, w nocy wybudzamy się zlani potem krzycząc Onegaishimasu, a syn nieustannie zamiast dziękuję mówi arigato. W Japonii zostawiliśmy cząstkę siebie: każdy inną i w różnym stopniu. Ale to nam akurat bardzo odpowiada, bo trzeba będzie po nią wrócić. Na takie poświęcenie można czekać. W międzyczasie postanowiliśmy skonfrontować nasze japońskie wrażenia z kilkoma osobami, które w Kraju Kwitnącej Wiśni również były. Padło na autorów pięciu blogów podróżniczych. W końcu kto jak nie oni, skoro podróżują niemalże zawodowo.
Oczekiwania vs rzeczywistość czyli dlaczego nas oszukali
Japońskim weteranem jest Anita z banita.travel.pl, która w Japonii była w 2012 roku. Jej skojarzenia związane były głównie z powieściami Murakamiego, kolorowymi kimonami i charakterystyczną architekturą. Mimo, że sumiennie do tego wyjazdu się przygotowała, czytając wszystko, co wpadło jej w ręce i tak kilka rzeczy zbiło ją z pantałyku. Czyli, nie ma się, co oszukiwać – swój człowiek. Zresztą, kogo nie zaskoczyłoby zdjęcie butów w przymierzalni oraz bezpieczeństwo. A wierzcie nam, widok pozostawionego drogiego sprzętu bez opieki, bo w końcu nikt go nie zawinie, może być zadziwiający. Zwłaszcza dla Polaków. Smutne, ale prawdziwe. Ale Japonia zaskoczyła Anitę też brakiem koszy na śmieci na ulicach. Ciekawe czy tak jak my w pierwszych dniach z obłędem w oczach poszukiwała miejsca do pozbycia się opakowań po onigiri…? Dokładnie tym samym zszokowani byli Ania vel Bober i Artur vel Żartex znani jako czasnawywczas.pl, którzy Japonię odwiedzili w 2018 roku, w trakcie swojej półrocznej przerwy od pracy. Oni również dali się nabrać na PR-owy chwyt Japonii, która niezmiennie lansuje się jako kraj rozwinięty. Wprawdzie nie do końca im się to potwierdziło, ale Shinkansenem byli zachwyceni. I to, że jechali przez Rosję koleją transsyberyjską nie ma tu nic do rzeczy. Ania i Artur zwrócili również uwagę na dystans Japończyków oraz ich zamiłowanie do alkoholu. Użyli nawet wyrazu rynsztok, ale nam przez usta nawet nie przejdzie to słowo w odniesieniu do mieszkańca Kraju Kwitnącej Wiśni.
Zresztą japońską powściągliwość i sympatię do napojów wyskokowych zauważył też Filip, który na co dzień podróżuje i prowadzi bloga glodnyswiata.pl. Wspomniał również o przepysznym, uzależniającym swoim smakiem ryżu (skąd my to znamy!) i za dużych garniturach. Chyba tylko z szacunku dla Japończyków nie powiedział nic o zwyczaju chodzenia w za dużych butach. Ale Japonkami w kimonach był zauroczony. A to się bardzo chwali. Filip w Kraju Kwitnącej Wiśni był w 2015 roku i podobnie jak Anitę, zaintrygowała go pokaźna ilość oraz oferta sprzedażowa słynnych już chyba na cały świat japońskich vending machine. Ciekawym przeżyciem było dla niego również bliskie spotkanie trzeciego stopnia z japońską toaletą i wizyta w onsenie. Tutaj pełna zgoda. A fakt, że codziennie sprawdzamy gdzie znajduje się statek z zapakowaną do kartonu deską klozetową – najpiękniejszą pamiątką po dwuletnim pobycie, chyba lepiej przemilczeć. Powiedzmy po prostu, że zarówno jedno i drugie też skradło nasze serca.
Julia z whereisjuli.com, która kilka lat temu rzuciła wszystko, żeby podróżować po świecie, a miłość zatrzymała ją w Australii (nie oszukujmy się, mogła trafić gorzej – choćby zakochać się w Japończyku), miała z Japonią jedno, główne skojarzenie. Właściwie takie, jak my – sushi. Na miejscu dowiedziała się, że kuchnia japońska to o wiele więcej niż ryż z rybą. Niby jest to dla nas usprawiedliwienie: nie tylko my dowiadujemy się o kraju, do którego jedziemy więcej dopiero na miejscu. Jednak fakt, że Julia wraz z Samem docelowo pojechali pojeździć na snowboardzie, a my mieszkać przez dwa lata, nie przemawia na naszą korzyść. Tak jakby nadal jesteśmy lamusami.
Kamilę i Pawła z readyforboarding.pl, którzy w Japonii byli sześć lat temu, pozytywnie zaskoczyły szybkie pociągi i zachowanie Japończyków: że pracowici, że podporządkowani regułom, że ułożeni, że zorganizowani. I to nawet w kolejce do komunikacji miejskiej. Podczas zwiedzania Kraju Kwitnącej Wiśni przeżywali optymistyczny szok kulturowy, którego nie zmąciły nawet dziwne potrawy lokalnej kuchni. Na jedzeniu, głównie sushi, ramenie i udonie skupili się Natalia i Łukasz znani jako tasteaway.pl. W końcu nazwa zobowiązuje. W Japonii byli dwukrotnie: w 2017 i 2019 roku. Początkowo trochę obawiali się, że Japonia i jedzenie w knajpach zniszczy ich finansowo. Pewnie dlatego, że sushi potrafią zjeść sporo (sami widzieliśmy!), ale Kraj Kwitnącej Wiśni dla wiecznie głodnych ludzi jest dość łaskawy jeśli chodzi o ceny. Natalię i Łukasza zachwyciła japońska kultura i odwiedzane miejsca (byli na Hokkaido, o którym marzymy zarówno my, jak i Ania i Artur) oraz fakt, że przez chwilę poczuli się jak gwiazdy filmowe. Niestety z produkcji „Między słowami” i jeszcze bardziej niestety, że wtedy, kiedy zamówili bill, a dostali beer. Ale zawsze to lepiej poczuć się gwiazdą tak, niż wcale. Nieprawdaż?
Wtopy, wtopki, wtopeczki
Czyli temat, który kochamy najbardziej, a raczej, który najbardziej kocha nas. Bo kto jak nie Wy wiecie najlepiej, że przypałów to my zaliczyliśmy całkiem sporo. Na szczęście, nie tylko my. Kamila i Paweł jedli na ulicy. Czyli lipa. Akceptowalna, ale palcami zapewne byli wytknięci nie raz. Na szczęście po kilku dniach wzięli się w garść i przestali igrać z ogniem. Ania i Artur niemal otarli się o kryminał. Jeszcze chwila. a ich twarze widniałyby na tablicach informacyjnych w sekcji POSZUKIWANI. A nie ma się co oszukiwać: na tych plakatach nawet Brad Pitt nie wyglądałby dobrze. A czym sobie zawinili? Otóż zabrakło im w autobusie pieniędzy na karcie typu pre-paid – SUICA, którą można płacić za, między innymi, bilety. Czyli, jakby nie patrzeć, dosyć ciężkie przewinienie. Dobrze, że uszli z tego cało. A było o krok od tragedii. Anita, z kolei, niemalże doprowadziła do zawału serca ekspedientkę w sklepie, wchodząc, UWAGA!, w butach do przymierzalni. Gaijinowa amatorszczyzna. Od jej podróży minęło 8 lat, a jesteśmy pewni, że biedna kobieta nadal ma koszmary w nocy. Natalia i Łukasz zaliczyli ten sam przypał, co my i nasi znajomi (w zupełnie niezależnych ze sobą momentach): w sklepie typu konbini odkręcili korek butelki z napojem stojąc w kolejce, czyli przed zapłaceniem. A jak powszechnie wiadomo, ale tylko w Japonii, nawet mdlejąc nie można otwierać choćby wody, za którą jeszcze nie uiściło się opłaty. I to, że jest ona dla spragnionego Bombelka zupełnie nie ma znaczenia. Takie są zasady. Łukaszowi oberwało się też za palenie na ulicy, a przecież w Japonii no smoking, while walking, jak to można przeczytać na chodnikach. Właściwie to policjant podszedł do niego z popielniczką więc trudno nazwać to opieprzem. Raczej dosadną sugestią. No i na koniec Filip – kropka nad i. Jak się okazało, nie ogarniał podawania wizytówki obiema rękoma. Chyba mu powiem, że ja nawet po dwóch latach tego nie umiem. A prawie, że zatrudnili mnie w Cirque du Soleil jako akrobatkę. Nie zapominamy o Julii, która nie przyznała się do żadnej wtopy. Podejrzane, ale w końcu nikt nie jest idealny.
A co by mie Pani doradziła w tej sytuacji?
Wszystkie przepytywane przez nas osoby, jak jeden mąż, do Japonii by wróciły. Co akurat nie dziwi nas wcale, bo Kraj Kwitnącej Wiśni uzależnia. Ciekawiło nas jednak co doradziliby tym, którzy dopiero się tam wybierają. My przed wyjazdem zachęcilibyśmy do przeczytania naszego bloga. Od deski do deski. Ewentualnie nauczenie się go na pamięć. Niezobowiązująco. Jak się okazało, nasi goście w poradach też byli dość zgodni. I tak, Kamila i Paweł oraz Filip proponują mieć oczy i uszy szeroko otwarte, bo tylko tak można w Japonii ujść z życiem. W przenośni oczywiście, bo co podkreślała zarówno Anita jak i ekipa Ready for boarding, Japonia to zaskakująco bezpieczny kraj – idealny na pierwszą, daleką podróż. Zdaniem Natalii i Łukasza, również w rodzinnym gronie. Anita wspominała o przeczytaniu możliwie wszystkiego, co się da. Chociaż z pełną świadomością, że to i tak niewiele się zda. Bo Japonia to stan umysłu. Ania i Artur polecają zakup JR passa. Owszem, ważne. Ale nie zapomnieli wspomnieć o najważniejszym. Co z resztą również doradzają Tasteaway. A także my. Brzmi tajemniczo? Nic bardziej mylnego. Cała nasz szóstka, a nawet dziewiątka (w tym trójka potomstwa), a musicie przyznać, że to już brzmi poważnie, doradza najeść się sushi na zaś. I nie ma, że boli. Serio. Takiego sushi jak w Japonii, nie znajdziecie nigdzie. I trzeba do tego tematu podejść należycie poważnie.
Ponoć Polaka nic tak nie cieszy jak cudze nieszczęście i szczerze przyznamy, że najbardziej zadowolił nas fakt, że nie tylko my nie ogarnęliśmy wszystkich panujących w Japonii zasad. Rzecz jasna, teraz w nocy o północy budzimy się mówiąc do siebie nawzajem Otsukaresama desu (czyli dziękuję za ciężką pracę), a przed wejściem do przymierzalni zastanawiamy się dwa razy czy trzeba zdjąć buty. Nawet w Polsce. Ale po dwóch latach biczowania się, takie odkrycie stanowi miłą odmianę. Poza tym, jak widać, o Japonii wiele osób ma podobne wyobrażenie. A potem do niej jedzie. I trach! Radź sobie nieokrzesany gaijinie. Chociaż i tak wiadomo, że nie ma na to najmniejszych szans. Na szczęście, w gaijinowej kupie raźniej.
Z doświadczenia (niestety ogromnego w tej dziedzinie) wiem, że popełnienie przypałów sprawia, że momentalnie oblewam się rumieńcem i sztywnieję z zażenowania, biczując się w myślach i krytykując za brak ogłady, bo przecież JAK MOŻNA BYŁO POPEŁNIĆ TAKIE KATASTROFALNE FAUX PAS?! Jednak, mimo wszystko, nie ważne, ile byśmy się przygotowywali przez wyjazdem w nieznane to koniec końców zawsze popełnimy jakąś gafę i nie ma co się przesadnie spinać, bo przecież możemy wykorzystać tę gafę jako anegdotkę na bloga i ustrzec innych 😉 Tak, jak wspomniałaś, miło czasem porównać własne doświadczenia z cudzymi i uświadomić sobie, że nie tylko my jesteśmy tacy „przypałogenni”. 😀 Ile ja przeżyłam przypałów podczas rocznego pobytu w Japonii! Raz po imprezie przypadkiem ukradłam czyjś PODPISANY parasol z konbini i zorientowałam się dopiero, jak doszłam do mieszkania. Pierwszego dnia na uniwersytecie zablokowałam bramki na malutkiej stacji kolejowej i tym samym przyblokowałam wielką gromadę studentów, ustawiających się za mną w kolejce, którzy tak jak ja, nie chcieli się spóźnić na pierwsze zajęcia. Innym razem zamówiłam dla moich znajomych americano z mlekiem, ale dostałam czarne kawy, dzbanuszki na mleko ORAZ po szklance mleka. To tylko pierwsze przykłady, które przyszły mi do głowy, lista przypałów jest zdecydowanie dłuższa, ale zapewne moja podświadomość je wyparła. Pozdrawiam ciepło!
Piękne historie! Jesteś naszą bratnią duszą ❤️😉 Jak sobie przypomnisz kolejne, to koniecznie napisz 😉 A to fakt, że przypał w chwili przypału jest straszny, ale potem to jedna z lepszych historii 🤣 Pozdrawiamy ciepło – przypałogenni 🤣 (piękne słowo❤️)
Ja najwiekszy przypal zaliczylem podczas pierwszego pobytu w Japonii. Poszliśmy zwiedzać zamek w Kumamoto, gdzie panowie przebrani za rożnego rodzaju samurajów pozowali do zdjęć, robiąc srogie miny. Jako ze wszystko to było nowe i egzotyczne, wpadłem w wir fotografowania . W pewnym momencie niemal wpadłem w euforię, ponieważ w oddali zobaczyłem pare pozująca do zdjęć w przebraniu gejszy i szoguna. Popędziłem wiec do nich i zacząłem robić im zdjęcia intensywnie. Kobieta była lekko zażenowana, jak na gejsze przystało pomyślałem, a towarzyszący jej mężczyzna patrzył na mnie jakbym spadł z księżyca. Grupka otaczających ich Japończyków zreszta tez. Gość który ich tez fotografował, w szoku ze nagle musiał się dzielić taka okazją.
Po dłuższej chwili moja żona przybiegła, mocno zawstydzona i pospiesznie zaczęła mnie odciągać, mamrocząc nieustannie pod nosem coś o burakach, po japońsku – obaka ;). Jak się pewnie domyślacie gejsza była panna młoda, szogun panem młodym, a ja nieokrzesanym burakiem, który urozmaicił komuś sesje zdjęć ślubnych 🙂
🤣🤣🤣 Cudowna historia!!! Japończycy pewnie z miesiąc byli w szoku 😉 Dużo jeszcze takich wtop zaliczyłeś? 😉
Ja poległam w Japonii w sklepie Uniqlo. Jakoś nie doczytałam, o zgrozo, że do przymierzalni wchodzi się bez butów. Spieszyłam się, bo zbliżała się pora zamknięcia i z naręczem rzeczy wpadłam z impetem do przymierzalni, oczywiście w butach, kompletnie ignorując młodego człowieka z obslugi, który coś do mnie machał i gadał. Po japońsku oczywiście, więc udałam, że to nie do mnie. Brzydko go olałam, uznając, że mój pośpiech uprawnia mnie do nietracenia czasu na jałowe kontakty z personelem. Potem, jak już zobaczyłam, co zrobiłam, było mi bardzo głupio. A tak na marginesie mam pytanie. Czy masz jakąś sensowną teorię, dlaczego Japończycy chodzą nagminnie w za dużych butach??? Kompletnie tego nie rozumiem. No a jeśli chodzi o Japonię, to oczywiście marzę, żeby znowu tam się znaleźć. Choć nie jestem pewna, czy lubię Japończyków. To problem bardziej teoretyczny, bo byłam tylko 2 tygodnie i praktyki mam malutko. Po lekturze kilku książek, m.in. „Kwiatów w pudełku” i książki o tym, jakich okrucieństw dopuszczali się Japończycy w Nankinie i obozach podczas II wojny, to mam takie rozdwojenie w ich postrzeganiu, biorąc pod uwagę drugą stronę, czyli uduchowieniem, ogrody zen, shintoizm etc. Sorry, bo to trochę nie na temat, ale mnie to nurtuje. Pozdrawiam serdecznie, trzymam kciuki za zdobycie Travelera, głosowałam na Was codziennie.
Nie Ty jedna 😉 Zdarza się nawet najlepszym. Też chwilę nam zajęło odkrycie tajemnicy ściągania butów. Co do za dużego obuwia, ta zagadka akurat pozostała nieodkryta. Mogę się jedynie podzielić zdobytymi domniemaniami 😉 A jest ich kilka: za duże buty są kawai czyli słodkie kiedy tak spadają ze stóp 🤷🏻♀️, duże buty są zazwyczaj tanimi więc w sumie co to za różnica jakie się kupi 🤦🏻♀️ A w ogóle to ciężko dobrać rozmiar, bo tych nie ma wielu. No i wisienka na torcie: za duże buty szybciej się ściąga, a to, jak już wiesz, jest bardzo powszechne 😄 Tyle się dowiedziałam, choć do mnie to nie przemawia 😉
Chyba nie Ty jedna masz problem z określeniem uczuć względem Japończyków. Mam podobnie, jest mnóstwo sprzeczności i na pozór wykluczających się cech, które ciężko złożyć w logiczną całość. A chyba im dłużej się tam jest, tym ciężej zrozumieć.
Dzięki wielkie za długi komentarz. Fajnie, że komuś się chce czytać, a potem jeszcze pisać.
No i dziękujemy za oddawanie głosów. Wychodzi na to, że mocno się przyczyniłaś do tego, że przeszliśmy sito pierwszej selekcji i znaleźliśmy się w pierwszej trójce 😁Teraz już pozostaje czekać na decyzję redakcji 😌 Pozdrawiamy ciepło!
Trafiłam do Was przypadkiem, wynajdując Wasz e-book o Japonii szukając źródeł wiedzy i inspiracji i zostaje na dłużej ❤️ a co do za dużych butów, jakiś czas temu słyszałam, że to wszystko dlatego, żeby nogi wyglądały na smuklejsze i dłuższe! Szczególnie u młodych dziewczyn, które szczupłe nogi chcą podkreślić dużym butem – dużym rozmiarowo i z jeszcze grubszą podeszwą. Do tego mini, uginanie kolan do środka przy kawai zdjęciach i nogi jak u modelki. Info od Polki mieszkającej już trochę w Tokyo 🙂
Ależ nam miło 🙂
A z butami – ma to sens. To znaczy nie ma, ale w Japonii ma 😉