Polesie Lubelskie z dziećmi i bez – co, gdzie i po co

Rzuceni na Polesie Lubelskie w najbardziej newralgicznym momencie pandemii, w okolicach Włodawy spędziliśmy niespełna 5 tygodni. Nie była to nasza pierwsza wizyta w tych rejonach, ale na pewno, z racji długości pobytu, najbardziej obfitująca w liczne lokalne atrakcje. I to nie tylko w stylu budki z lodami i kebabami, których jest sporo (co najmniej jakby był to tutejszy przysmak). Udało nam się odwiedzić kilka ciekawych miejsc, które niewątpliwie urozmaicą każdy pobyt na wschodzie Polski. Nic, tylko pakować się do miski i jechać na Polesie Lubelskie po moc różnorodnych atrakcji.

Przystanek 1 – Włodawa

Włodawa nazywana jest miastem trzech kultur. To właśnie tutaj swojego czasu żyli wspólnie Polacy, Żydzi, Ukraińcy i Białorusini. W związku z tym, jednego dnia, można odwiedzić kościół katolicki, np. pw. św. Ludwika, Cerkiew Prawosławną Narodzenia NMP oraz zespół synagogalny z Wielką Synagogą, Małą Synagogą i domem pokahalnym. Lekcja historii nawet dla najbardziej opornych. Każdego roku, w mieście odbywa się Festiwal Trzech Kultur upamiętniający korzenie mieszkańców. Ale nie tylko z tego znana jest Włodawa. Jeśli kiedykolwiek w życiu słuchaliście informacji o stanie wód w Polskim Radiu, to zapewne kojarzycie słynne zdanie na Bugu we Włodawie… Bo to właśnie tutaj znajduje się wodowskaz określający poziom rzeki. Nie ma co ukrywać – nie lada atrakcja!

Przystanek 2 – Trójstyk

Nieopodal Włodawy jest jeszcze jeden, niewątpliwie intrygujący punkt na mapie Polesia Lubelskiego. To właśnie tu, na rzece, łączą się granicę trzech państw: Polski, Białorusi i Ukrainy. Wschodni Trójstyk jest jedynym tego typu miejscem na wodzie w Polsce. Te urokliwe i dzikie tereny można z powodzeniem odwiedzać na pieszo. Ale właściwie komu to potrzebne? Cóż to za atrakcja? Znacznie przyjemniejsze jest przecież podziwianie przyrody z perspektywy roweru albo kajaka. I właśnie tę ostatnią opcję wybraliśmy my. Spływ kajakowy na Bugu to świetny sposób na zwiedzanie okolic Trójstyku.

Trzeba jednak pamiętać, że spływ na Bugu rządzi się swoimi prawami. I to dosyć restrykcyjnymi. Nie ma co ukrywać – są emocje i to niemałe. Zwłaszcza, jak jest się takimi kajakowymi amatorami jak my. I płynie z niespełna trzyletnim dzieckiem, które brak ruchu ma za największego wroga. Ale w końcu kto, jak nie my. Grunt to respektowanie zasad. I tak, podczas spływu należy trzymać się lewej strony Bugu. Środek rzeki jest bowiem granicą państwa, a jej przekroczenie – nielegalne. Jest to, rzecz jasna, kwestia umowna, bo odbicie metr w prawo nie powinno się skończyć aresztowaniem. Przynajmniej mieliśmy taką nadzieję, bo nasze nieudolne nawigowanie przynosiło różne efekty. O dobijaniu do brzegu sąsiadów można jedynie pomarzyć. Choć zdarzają się i tacy śmiałkowie. Niestety, ich odwaga zazwyczaj ma finał w sądzie. Ponadto, podczas spływu nie można robić zdjęć sąsiedniej ziemi, nie wspominając nawet o elementach granicznych, typu słupki. Korci, nie powiem. Ale jak zasada, to zasada. Dwa lata w Japonii zrobiły swoje. Wisienką na torcie jest jednak trzeci, najistotniejszy punkt: 2 godziny przed spływem o swoich planach podróżniczych należy poinformować straż graniczą. Jeśli kajak wynajmujemy od firmy organizującej spływy, jej właściciel robi to za nas. Uff. Spływy kajakowe są różnej długości. Podobnie sprawa ma się z czasem. My zdecydowaliśmy się na 14 km trasę z Sobiboru do Włodawy, podczas której mieliśmy okazję podziwiać wspomniany wyżej Trójstyk. Niecałe trzy godziny naprawdę zrobiły nam dobrze. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby pokusić się o trasę 20 kilometrową. Ba! Nawet cały weekend można spędzić na kajakach. Jednym słowem – każdy znajdzie coś dla siebie. A my spływ Bugiem gorąco polecamy. Aktywny wypoczynek i emocje – 2 w 1. To nie zdarza się często.

Przystanek 3 – Okuninka

Okuninka to bardzo charakterystyczne miejsce na lubelskiej mapie rozrywki i odpoczynku. Bo w zależności od wieku, nastroju i składu ekipy odwiedzającej, to małe miasteczko może zarówno dać jedno i drugie. Warto jednak wiedzieć, że w sezonie, Okuninka położona 6 kilometrów od Włodawy to Mielno wschodu. A wierzcie, te dwa słowa to mieszanka wybuchowa. Miło jest więc wpaść do miasteczka na zapiekankę i loda, ale wypoczynek, zwłaszcza w lipcu i sierpniu, lepiej zaplanować przy mniej zatłoczonych brzegach jeziorach. A to bez problemu można obejść na pieszo, więc na pewno znajdzie się kąt odpowiedni dla nawet najbardziej wymagających plażowiczów. Wprawdzie do kebaba będzie kawałek, ale coś za coś. No chyba, że człowiek jeszcze młody, z otwartym umysłem (bardzo istotne!) to i impreza jakaś się znajdzie. Ta jednak może skończyć się różnie. Ale w końcu kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Ewentualnie, nie dostaje po głowie. Różnie to bywa. My akurat w Okunince przechodziliśmy również bezdzietny etap życia i udało się go przeżyć bez awantur z innymi kuracjuszami.

Na Jeziorze Białym, które swoją drogą jest jednym z najczystszych w Polsce, można popływać rowerem wodnym, nawet poza szczytem sezonu. W tym z kolei, podobnie jak nad polskim morzem, znajdzie się dosłownie wszystko. Zasada im dalej od centrum miasteczka, tym lepiej, jest więc jak najbardziej aktualna. Ale okolice Okuninki to również położone nieopodal Jezioro Glinki, gdzie jest zdecydowanie mniej ludzi, a zachód słońca obłędny. Warto wybrać się na jego podziwianie chociaż raz.

Przystanek 4 – Muzeum obozu zagłady w Sobiborze

No kochani, wakacje to nie tylko plaża, drinki z palemką i spalone plecy, bo trochę słońca jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Czas odpoczynku warto też wykorzystać na poszerzanie wiedzy. Oraz horyzontów. A wiek nie gra tu roli. Muzeum obozu zagłady w Sobiborze może nie nastraja relaksująco, ale chwila refleksji jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Obóz zagłady funkcjonował od 1942 roku. Jego położenie blisko linii kolejowej Lublin-Chełm-Włodawa umożliwiało sprawny transport więźniów. Obóz działał do października 1943 roku. Wówczas wybuchło zbrojne powstanie i dużej liczbie więźniów udało się uciec. Po wybuchu zadecydowano o likwidacji obozu. Komory gazowe wysadzono w powietrze, a baraki i ogrodzenia rozebrano. Na terenie obozu posadzono sosnowy las. Liczba ofiar nie jest znana. Mówi się, że w trakcie półtora roku funkcjonowania obozu, zamordowano w nim w zależności od źródeł, około 200 tysięcy ludzi.

Przystanek 5 – Poleski Park Narodowy

Poleski Park Narodowy to niewątpliwie perełka Polesia Wołyńskiego. Wygląda jak nie w Polsce i dokładnie w ten sam sposób jest zorganizowany. W Parku Poleskim można spacerować różnymi ścieżkami dydaktycznymi. Każda z nich umożliwia podziwianie wyjątkowej roślinności, na przykład żarłocznych roślin czy zwierząt, choćby żółwi błotnych. A wszystko w pięknych okolicznościach przyrody, na świetnie przygotowanym terenie. Drewniane kładki niewątpliwie dodają uroku trasom. Park można zwiedzać też na rowerze, pokonując specjalnie na tę okazję przygotowaną ścieżkę. Nie ma co się oszukiwać: Poleski Park Narodowy to idealne miejsce na całodzienną wycieczkę. Bez względu na wiek. Wstęp do parku jest płatny. Bilety można kupić fizycznie w dwóch punktach oraz online.

Przystanek 6 – Chełm

Wprawdzie Chełm to już nie Polesie Lubelskie, ale jest na tyle ciekawy, że również zasługuje na miejsce w tym tekście. Miasto może pochwalić się całkiem przyjemnym rynkiem, na który warto się wybrać przy okazji wizyty w lokalnych podziemiach. Bo pod starym miastem kryje się labirynt podziemnych korytarzy wykutych w skale kredowej. I to na kilku kondygnacjach! Kredę wydobywano tam od średniowiecza aż do XIX wieku, kiedy to całość imprezy zaczęła robić się zbyt niebezpieczna dla mieszkańców. Od około 50 lat podziemia kredowe udostępnione są dla turystów. Długość trasy to dwa kilometry i choć nie jest ciepło (9° C przez cały rok), to zwiedzanie chełmskich podziemi jest interesującym doświadczeniem. Zwłaszcza, że zakończone odwiedzinami czuwającego nad podziemiami ducha Bielucha (tak, tak, tego od serka ;)). A przynajmniej tak było 20 (!!!) lat temu, kiedy ostatni raz miałam okazję odwiedzić chełmskie podziemia kredowe. Niestety, podczas naszej ostatniej wizyty w Lubelskiem, z racji pandemii, muzeum było zamknięte. Najwyraźniej jednak, duch Bieluch powrócił, a podziemia znowu są czynne.

Polesie Lubelskie na pewno nie jest pierwszym wyborem w trakcie planowania odpoczynku w Polsce. A szkoda. Bo można tu znaleźć wiele fajnych miejscówek o różnym charakterze. Brakuje chyba tylko typowo lokalnej kuchni. Ale od dawien dawna, wiadomo przecież, że nie można mieć wszystkiego. To co, kto wybiera się do Lubelskiego?

2 Replies to “Polesie Lubelskie z dziećmi i bez – co, gdzie i po co”

  1. Niesamowicie piękne tereny. Zwłaszcza Poleski Park Narodowy. Zdecydowanie warto

    1. Zdecydowanie!

Dodaj komentarz