Krótkie, nierzadko mrożące krew w żyłach historie z życia wzięte, zebrane w jednym miejscu.*
Przeprowadzka
W ciągu najbliższych kilku dni czeka nas przeprowadzka. Czwarta w ciągu ostatnich 3 i pół roku. Zasiedzenie nam nie grozi
Nie jest to przeprowadzka na drugi koniec świata jak ta przed-przedostatnia, a zaledwie kilka kilometrów dalej. Nie muszę więc z rozrzewnieniem, ale również w stresie, decydować czy ta sukienka, której nie noszę od roku może mi się przydać na weselu japońskiego kuzyna, którego nie posiadam.
Nie jest ona również napiętnowana konfliktem z sąsiadami i listem z pogróżkami, jak ta przedostatnia. Nie muszę się więc zastanawiać czy ktoś przy przenoszeniu kartonów nie dźgnie mnie japońskim tasakiem do sushi.
Nie jest też powrotem z drugiego końca świata, jak ta ostatnia. Nie muszę więc podejmować trudnych decyzji: do walizki idzie 10 kg ryżu, który sprawi, że moje życie będzie piękniejsze czy deska klozetowa z opcją bidetu, która sprawi, że moje życie będzie piękniejsze.
Jednym słowem: jest to najzwyczajniejsza w świecie przeprowadzka z jednego mieszkania do drugiego, której pikanterii dodaje jedynie fakt, że będzie od początku do końca odbywać się z niemowlakiem na ręku. Muszę więc jedynie zastanowić się czy ambitnie podejść do tematu i obcinać taśmę nożyczkami, dzierżąc wszystko w jednej dłoni, a tym samym, ryzykując wydłubania sobie oka czy po prostu, jak normalny człowiek przegryzać ją zębami Nuda, nuda, nuda.
Na nowym
Po czterech dniach pakowania, wożenia i rozpakowywania żyjemy wreszcie jak ludzie w nowym miejscu. Ze „starego” mieszkania po 11 latach (z ponad dwuletnią przerwę na Japonię) wynosimy całą masę wspomnień. Był poród, przypalone garnki, kłótnie, przygotowania do ślubu, podejmowanie ważnych życiowych decyzji, morze łez, kupa śmiechu i kilka pamiętnych imprez, w tym tematycznych: lata 80-te, Sylwester w dresach czy wypadanie z balkonu. Choć temat tej ostatniej był nieplanowany i wypłynął w trakcie No dobra: wypadła jedna osoba Na szczęście to był podwyższony parter i nic jej się nie stało.
Zaczynamy nowy podwarszawski etap. Już chyba się zadomowiliśmy sądząc po bałaganie, który się zrobił. Sam, oczywiście Trzymajcie kciuki za fajnych sąsiadów
Guilty pleasure
Wydarzyła się dość nietypowa sytuacja jak na nasze życie albowiem kamper jest u mechanika Jesteście empatyczni i obstawialiście, że nasza ostatnia podróż upłynie pod znakiem sielanki. Owszem otarło się o ostatnie, ale pożegnanie. Czekamy na nowy… silnik, a skołatane nerwy koimy nad jeziorem Białym w Okunince, przez stałych bywalców nazywanej diamentem wschodu. W skrócie diame, zwłaszcza w sezonie, bo pijacka czkawka zaczyna się już przy „ntem”.
Mamy do tego miejsca sentyment. Choć musimy przyznać, że dawno nie byliśmy w lecie i sezonowa papugarnia oraz małe zoo trochę nas onieśmieliły. Trzymamy się więc na uboczu, gdzie widoku nie przysłania żadna kosmopolityczna budka z małą gastronomią: ani ta z kebabem u Syryjczyka ani ta z lodami u Włocha.
Niektórzy oglądają reality show, inni czytają romansidła niskich lotów, a naszym guilty pleasure jest doroczny wypad do Okuninki A jaka jest Wasza wstydliwa przyjemność?
Grosz do grosza
Hawaje, japońskie rajskie wyspy, Portugalia, Francja, Hiszpania. Wszystko dla dziecka. Wiadomo. Bo człowiek to by się zadowolił pobliską rzeką. Kałużą nawet. Ale dzieciom by nieba przychylił. Więc żyły sobie wypruwa, nadgodziny bierze, autobusem wraca po nocy (żadnym tam uberem), suchej krakowskiej sobie odmawia na tygodniu (bo w weekendy to wiadomo – każdy lubi lepiej zjeść), żeby zabrać dziatwę na koniec świata. A tu się okazuje, że wystarczy kawałek jeziora na wschodzie Polski. Tak, Polski. I dziecka nie ma cały dzień. Skandal. W głowie się poprzewracało.
I trochę żal, że nie trzeba już ciułać na te Malediwy. Ale z drugiej strony jednak ulga, że krakowska już bardziej w zasięgu ręki w taki zwykły, niczym nie wyróżniający się wtorek.
A dla tych wszystkich, którzy podejmą (jak to trafnieokreślono w komentarzach pod ostatnim postem) brawurową decyzję o wypadzie do Okuninki nad jezioro Białe w sezonie, polecamy wycieczkę nad pobliskie jezioro Glinki. Ludzi mniej, gofrów brak, a zachody słońca są, jak widać, całkiem warte uwagi
Wracając natomiast do spraw przyziemnych, trzeba pomyśleć na co teraz zbierać grosz do grosza, skoro te Malediwy już bez sensu. Może jakiś sprzęt audio do mieszkania? W końcu te nasze pociechy tak lubią czysty, przestrzenny dźwięk. A wiadomo: dla nich wszystko
Wy na co tam zbieracie teraz dla pociech? Może akurat się okaże, że nasze tego też pilnie potrzebują
Olimpiada
Olimpiada w Tokio zbliża się wielkimi krokami. To już jest ten moment, kiedy organizatorzy z trudem przełykają nawet najbardziej sprężysty makaron ramen. A ryba staje im w gardłach. W poprzek. I nie ma się co dziwić. Ogarnięcie międzynarodowego wydarzenia w trakcie światowej pandemii, przez kraj, który myśli, że elastyczność to rzeka w Chorwacji jest dość odważne.
Wiele osób martwi fakt, że finalnie na trybunach nie zasiądą japońscy kibice, którzy jeszcze do niedawna jako jedyni mieli mieć wstęp na tokijskie stadiony olimpijskie.
Do głowy przychodzi jedno zasadnicze pytanie: czy zawodnicy na tym stracą? No cóż… Jeśli Igrzyska odbywałyby się w innym kraju, to tak. W Japonii – niekoniecznie. Brak wymownej reakcji po pobiciu rekordu świata mogłoby wywołać konsternację niejednego sportowca. Że może jednak mu się to przyśniło? Że oszalał? Że wtf? Bo cisza. Ewentualnie zduszony odgłos zdziwienia albo energiczne acz oszczędne w dźwiękach klaskanie. Czy to oznacza, że Japończycy są skąpi w okazywaniu emocji i uczuć? Nieee. Oni po prostu mierzą siły na zamiary
Czekacie na Olimpiadę w Tokio czy niekoniecznie? Jakby co, to ceremonia otwarcia jest w piątek o 13
Igrzyska jak Nowy Rok
Igrzyska Olimpijskie są jak Nowy Rok. Człowiek myśli o tych wszystkich sportowcach i aż ma ochotę się za siebie wziąć. Na fali entuzjazmu przegląda sportowe odzienie, które okazując się za małe, stanowi dodatkową motywację. Pieczołowicie robi postanowienia, że po końcu Olimpiady, którą będzie oglądał z miską chipsów (ale potem już koniec z tym badziewiem!), to ruszy z kopyta, aż się będzie kurzyło.
Po Igrzyskach, zupełnie jak po Nowym Roku, naprędce zacznie się jednak nerwowe szukanie wymówek. Od tych sensowniejszych: że za gorąco, a w domu dzieci płaczą, poprzez te mniej finezyjne: że buty za ciasne po pięciu lock downach albo playlista niezaktualizowana, aż po te, które wypowiada się z lekką żenadą, ale w końcu tonący brzytwy się chwyta: że w pobliskim markecie akurat promocja na wędzoną makrelę
I właśnie te będą należeć do nas. Ewentualnie skusimy się na te mniej przaśne, ale nadal nieuwłaczające godności. Jedno jest pewne: na dzieci (a przynajmniej jedno) umoszczone w przyczepce nie będzie już co liczyć
A wy jakie macie w zanadrzu wymówki na taką okoliczność?
I róbcie screeny, bo Nowy Rok za pasem
Powrót do źródeł
Nasz kamper ze swoimi usterkami ma wyczucie czasu jak dwulatek krzyczący na całe gardło „kuupaaaaa” podczas spotkania rodzica na pracy zdalnej. Czyli nienajlepsze
My z kolei dosyć szybko przyzwyczailiśmy się na wyjazdach do widoku jeziora po przebudzeniu, dlatego z racji braku kampera musieliśmy wrócić do korzeni. Czyli namiotu
Owszem szukaliśmy domków położonych nad wodą, ale wzięliśmy się za to dopiero w niedzielę, czyli zdecydowanie za późno. O jakieś pół roku
Ale przynajmniej była okazja, żeby sprawdzić tę całą akcję „Zanocuj w lesie”. No i cóż… Jak to Polacy, bardzo chcieliśmy ponarzekać, ale nie da się. No nie da. Rzeczywiście bez problemu można rozłożyć na dziko namiot w lesie. I to nad samym brzegiem jeziora. No już bliżej się nie da
Jesteśmy więc zawiedzeni, że coś tak przydatnego zostało w Polsce uregulowane, a do tego jeszcze działa!
A wy już korzystaliście z tej opcji czy od biwakowania na dziko trzymacie się z daleka?
Ps. Nocując na dziko w namiocie pamiętajmy, że ludzka , zwłaszcza co kilka metrów, a do tego przykryta mokrą chusteczką wcale nie użyźnia gleby. Wręcz przeciwnie
*Wszystkie teksty pochodzą z naszego Instagrama i/lub Facebooka, gdzie oczywiście, okraszone są zacnym zdjęciem lub wideo.
Puenta najlepsza :D:D:D hahahha 😀 cóż fizjologii nie da się oszukać. 😀
Samo życie 🙂